Zanim się spostrzegłam a minęły już moje pierwsze trzy miesiące w pracy. Rzadko spotykałam Niklausa, co mi w pełni odpowiadało, ponieważ coraz częściej spotykałam się z Tylerem, a nie chciałam, żeby się o tym dowiedział, bo wszyscy wiedzieli, że w jego firmie istnieje bezwzględny zakaz spotykania się pracowników. Pewnie, gdyby, dowiedział się, jak bardzo zażyła jest nasza relacja z Tylerem, oboje moglibyśmy się już pakować, na pewno stracilibyśmy pracę.
- Caroline, szykuj się za dwie godziny wyjeżdżamy do Miami- powiedział od razu, kiedy w końcu pojawił się w biurze.- No już, nie patrz tak na mnie tylko jedź do domu i przyszykuj najlepszą sukienkę, jaką masz i kilka ubrań. Nie będzie nas trzy dni. Jenny, zostajesz na posterunku i chce, żebyś o wszystkim mnie informowała, gdyby coś się działo to dzwoń- i zanim obie zdążyłyśmy cokolwiek powiedzieć wszedł do swojego gabinetu. Zapomniałam, jednak powiedzieć mu, że nienawidzę, kiedy ktoś wydaje mi polecenia i nie wyjaśnia, o co chodzi. Pomaszerowałam do jego biura i bez pukania weszłam.
- Słuchaj Klaus, może wyjaśnisz mi, o co chodzi, w końcu chyba mam prawo, żeby wiedzieć, dlaczego gdzieś wyjeżdżamy, po co i z jakiego powodu dzieje się to tak nagle?- dziwne powoli odwrócił się w moją stronę.
- Jeżeli dobrze pamiętam, proszę popraw mnie, jeżeli się mylę, jesteś moją asystentką i w zakresie twoich obowiązków jasno zostało wskazane, że odpowiadasz za mój kontakt z kontrahentami- przerwał na chwilę.- Jedziemy w delegację, na bankiet, w którym udział biorą praktycznie wszyscy moi klienci. Będziesz brała w nim udział wspólnie ze mną więc musisz porządnie wyglądać. Nie rozumiem co tutaj jeszcze robisz, w końcu- spojrzał ostentacyjnie na zegarek.- Pozostała ci tylko godzina i pięćdziesiąt trzy minuty do naszego wyjazdu na lotnisko. Trzymaj- wcisnął mi kartę kredytową.- Założę się, że nie zdążysz dojechać do domu i czegoś wybrać. John, mój szofer, stoi pod budynkiem, zawiezie cię do sklepu, kupisz coś sobie na mój koszt.
- Zwariowałeś? Mam swoje pieniądze- powiedziałam, próbując oddać mu kartę.- Dam sobie radę- nie była to do końca prawda. Ojciec przestał przelewać mi pieniądze po ostatniej kłótni z matką. Praktycznie, zostało mi tylko trochę pieniędzy, wystarczająco, żeby wyżyć do pierwszej wypłaty.
- Nie gadaj głupot, tylko leć masz się spieszyć, zrozumiałaś?- odwrócił się do mnie plecami, a ja jeszcze przez chwilę stałam jak osłupiała i gapiłam się w jego plecy, ale za chwile zrozumiałam, że już koniec rozmowy i nic nie mogąc na to poradzić wyszłam i zaczęłam szukać tego Johna. Nie znalazłam go w samochodzie, nie pojawiał się też w ciągu dziesięciu minut, które czekałam. Zaczęłam już lekko panikować, myśląc, że zostało mi tylko półtorej godziny. Jednak stało się coś, co sprawiło, że zapomniałam o moich zakupach, kiedy tak stałam zauważyłam, że z budynku wychodzi Klaus z jakąś rudą kobietą, która bardzo spoufalę obejmowała go w pasie. Poczułam coś na kształt złości i współczucia dla biednej żony Nika. Nagle obok mnie pojawił się wysoki mężczyzna w garniturze.
- Ty jesteś Caroline?- otrząsnęłam się z szoku, spowodowanego tym widokiem i pokiwałam głową.- Jestem John, przepraszam, że musiałaś tyle czekać, na szczęście spotkałem Niklausa i o wszystkim mi powiedział. Na co tak patrzysz?- zapytał, kiedy nadal na niego nie spojrzałam.- Aaaa rozumiem- powędrował za moim spojrzeniem.- Jest śliczna, co nie? Gennevieve, wszyscy wiedzą, że poluje na Klausa. To ktoś w rodzaju, jego dziewczyny, w końcu oficjalnie Klaus nadal jest mężem Camille i na razie nie widać na horyzoncie, żeby mieli się rozwieść. Jedziemy? Podobno, to coś pilnego.
- Tak, tak przepraszam- wsiadłam do samochodu a John, zajął miejsce za kierownicą. Klaus ma żonę i kochankę. Boże co to za człowiek, wcale go nie znałam.
- Wcale się nie odzywasz, wszystko w porządku?- zapytał, kiedy podjeżdżaliśmy już praktycznie pod salon.- Myślałem, że jesteś bardziej rozmowna, w końcu Tyler cały czas o Tobie opowiada.
- Znasz Tylera?- byłam zdziwiona, w końcu nie spodziewałam się, że szofer Klausa zna chłopaka z kadr jego firmy.
- Przyjaźnimy się- odpowiedział widząc moje zdziwienie.- Znamy się jeszcze z czasów, kiedy nie pracowaliśmy dla Niklausa. Obaj próbowaliśmy się tutaj dostać, ale nie miałem wystarczających kompetencji. Jednak Klaus zatrudnił mnie jako swojego szofera. Porządny z niego facet, bardzo angażuje się w życie pracowników, wszystkim chce pomóc w razie problemów.
- Porządny z niego facet, tak? To powiedz mi, który porządny facet zdradza swoją żonę na oczach wszystkich? Ona biedna pomaga przy jego schorowanym ojcu, a on zabawia się z jakąś rudą siksą!
- Źle to wszystko interpretujesz Caroline, wszyscy już wiedzą, że Camille i Klausa praktycznie nic nie łączy. Ona jest dziewczyną z domu dziecka, w którym swego czasu był też Klaus. On zawsze go odwiedza i pomaga swoim dawnym opiekunom. Poznał tam Camille, jeszcze jak była nastolatką i żeby nie musiała żyć w mieszkaniach socjalnych, ożenił się z nią. Ona wcale nie jest taka biedna jak wszystkich próbuje przekonać. Słuchaj, obiecaj, że nikomu tego, co ci teraz powiem, nie rozpowiesz- pokiwałam głową, a moja ciekawość zaczęła już sięgać zenitu.- Te pogłoski o bardzo złym stanie Pana Mikaela to tylko plotka, oczywiście jego serce jest słabe, ale jego żona sama może się nim zająć, Camille wcale jej nie pomaga. Twoje przekonanie, że Klaus ją zdradza też jest fałszywe. Wcale tak nie jest, sam nie raz jeździłem z Klausem i nocami szukałem jego żony po klubach- już nic nie rozumiałam.- Ona jest uzależniona od narkotyków, Nik za wszelką cenę stara się jej pomóc, ale ona odrzuca tę pomoc, w związku z czym trzeba jakoś to zatuszować. Camille, świetnie sobie radzi w robieniu z siebie męczennicy, ale Klaus nie chce jej zdemaskować, w końcu to jego żona- była w autentycznym szoku, tak naprawdę w tak głębokim szoku, że całkowicie nie zauważyłam, że podjechaliśmy pod sklep.- Caroline, tylko proszę cię nie zdemaskuj mnie. Nikomu nie opowiadaj tego, co ci powiedziałem, nie zdradź się nawet przed Klausem, szczególnie przed nim.
- Nie martw się nikomu nie powiem, nie miałabym właściwie nawet komu powiedzieć- odpowiedziałam, kiedy już udało mi się odzyskać głos.- W naszej firmie nie znam nikogo dobrze. Jedyną osobą, która ze mną rozmawia jest Tyler, ale on pewnie już to wszystko wie, co?
- Uchowaj Boże- wyglądał jakby się przeraził.- Nic mu nie mów. On i Niklaus, powiedzmy delikatnie, nie przepadają za sobą. Lepiej, żeby o tym nie wiedział. Owszem z Niklausa jest porządny facet, ale lepiej mu nie podpaść, potrafi być bardzo nieprzyjemny. Słyszałaś pewnie o tej aferze z Johnem Forbesem. Kto mógł przypuszczać, że to właśnie ten człowiek jest jego ojcem. Klaus, na pewno zemści się na nim za swoją matkę. Wcale nie żal mi tego łajdaka, ktoś, kto wyrzeka się swojego własnego dziecka jest nic niewart- nagle poczułam, że muszę to przerwać, bo jeszcze chwila a zwymiotuje.
- John, ja muszę się spieszyć- powiedziałam.- Inaczej Klaus, gotów nas wychłostać, jeżeli ośmielę się spóźnić na jego samolot.
Już pół godziny później, wyszłam ze sklepu z naręczem toreb, w których było praktycznie kilkanaście strojów na każdą okazję. No dobrze może nie kilkanaście, ale na pewno kilka, znając moją umiejętność odnośnie doborów stroju.
- Proszę, twoja karta- powiedziałam do Klausa, wchodząc do jego gabinetu.- Może Wasza Wysokość ma jeszcze jakieś wymagania?- zapytałam ironicznie, ponieważ mój humor mimo zakupów był podły.
- John, ma teraz przerwę, ale jak tylko skończy jeść, zawiezie nas na lotnisko- odpowiedział nawet nie zaszczycając mnie jednym spojrzeniem.- Również możesz iść coś zjeść. Jednak nie oddalaj się od firmy.
- Caroline, szykuj się za dwie godziny wyjeżdżamy do Miami- powiedział od razu, kiedy w końcu pojawił się w biurze.- No już, nie patrz tak na mnie tylko jedź do domu i przyszykuj najlepszą sukienkę, jaką masz i kilka ubrań. Nie będzie nas trzy dni. Jenny, zostajesz na posterunku i chce, żebyś o wszystkim mnie informowała, gdyby coś się działo to dzwoń- i zanim obie zdążyłyśmy cokolwiek powiedzieć wszedł do swojego gabinetu. Zapomniałam, jednak powiedzieć mu, że nienawidzę, kiedy ktoś wydaje mi polecenia i nie wyjaśnia, o co chodzi. Pomaszerowałam do jego biura i bez pukania weszłam.
- Słuchaj Klaus, może wyjaśnisz mi, o co chodzi, w końcu chyba mam prawo, żeby wiedzieć, dlaczego gdzieś wyjeżdżamy, po co i z jakiego powodu dzieje się to tak nagle?- dziwne powoli odwrócił się w moją stronę.
- Jeżeli dobrze pamiętam, proszę popraw mnie, jeżeli się mylę, jesteś moją asystentką i w zakresie twoich obowiązków jasno zostało wskazane, że odpowiadasz za mój kontakt z kontrahentami- przerwał na chwilę.- Jedziemy w delegację, na bankiet, w którym udział biorą praktycznie wszyscy moi klienci. Będziesz brała w nim udział wspólnie ze mną więc musisz porządnie wyglądać. Nie rozumiem co tutaj jeszcze robisz, w końcu- spojrzał ostentacyjnie na zegarek.- Pozostała ci tylko godzina i pięćdziesiąt trzy minuty do naszego wyjazdu na lotnisko. Trzymaj- wcisnął mi kartę kredytową.- Założę się, że nie zdążysz dojechać do domu i czegoś wybrać. John, mój szofer, stoi pod budynkiem, zawiezie cię do sklepu, kupisz coś sobie na mój koszt.
- Zwariowałeś? Mam swoje pieniądze- powiedziałam, próbując oddać mu kartę.- Dam sobie radę- nie była to do końca prawda. Ojciec przestał przelewać mi pieniądze po ostatniej kłótni z matką. Praktycznie, zostało mi tylko trochę pieniędzy, wystarczająco, żeby wyżyć do pierwszej wypłaty.
- Nie gadaj głupot, tylko leć masz się spieszyć, zrozumiałaś?- odwrócił się do mnie plecami, a ja jeszcze przez chwilę stałam jak osłupiała i gapiłam się w jego plecy, ale za chwile zrozumiałam, że już koniec rozmowy i nic nie mogąc na to poradzić wyszłam i zaczęłam szukać tego Johna. Nie znalazłam go w samochodzie, nie pojawiał się też w ciągu dziesięciu minut, które czekałam. Zaczęłam już lekko panikować, myśląc, że zostało mi tylko półtorej godziny. Jednak stało się coś, co sprawiło, że zapomniałam o moich zakupach, kiedy tak stałam zauważyłam, że z budynku wychodzi Klaus z jakąś rudą kobietą, która bardzo spoufalę obejmowała go w pasie. Poczułam coś na kształt złości i współczucia dla biednej żony Nika. Nagle obok mnie pojawił się wysoki mężczyzna w garniturze.
- Ty jesteś Caroline?- otrząsnęłam się z szoku, spowodowanego tym widokiem i pokiwałam głową.- Jestem John, przepraszam, że musiałaś tyle czekać, na szczęście spotkałem Niklausa i o wszystkim mi powiedział. Na co tak patrzysz?- zapytał, kiedy nadal na niego nie spojrzałam.- Aaaa rozumiem- powędrował za moim spojrzeniem.- Jest śliczna, co nie? Gennevieve, wszyscy wiedzą, że poluje na Klausa. To ktoś w rodzaju, jego dziewczyny, w końcu oficjalnie Klaus nadal jest mężem Camille i na razie nie widać na horyzoncie, żeby mieli się rozwieść. Jedziemy? Podobno, to coś pilnego.
- Tak, tak przepraszam- wsiadłam do samochodu a John, zajął miejsce za kierownicą. Klaus ma żonę i kochankę. Boże co to za człowiek, wcale go nie znałam.
- Wcale się nie odzywasz, wszystko w porządku?- zapytał, kiedy podjeżdżaliśmy już praktycznie pod salon.- Myślałem, że jesteś bardziej rozmowna, w końcu Tyler cały czas o Tobie opowiada.
- Znasz Tylera?- byłam zdziwiona, w końcu nie spodziewałam się, że szofer Klausa zna chłopaka z kadr jego firmy.
- Przyjaźnimy się- odpowiedział widząc moje zdziwienie.- Znamy się jeszcze z czasów, kiedy nie pracowaliśmy dla Niklausa. Obaj próbowaliśmy się tutaj dostać, ale nie miałem wystarczających kompetencji. Jednak Klaus zatrudnił mnie jako swojego szofera. Porządny z niego facet, bardzo angażuje się w życie pracowników, wszystkim chce pomóc w razie problemów.
- Porządny z niego facet, tak? To powiedz mi, który porządny facet zdradza swoją żonę na oczach wszystkich? Ona biedna pomaga przy jego schorowanym ojcu, a on zabawia się z jakąś rudą siksą!
- Źle to wszystko interpretujesz Caroline, wszyscy już wiedzą, że Camille i Klausa praktycznie nic nie łączy. Ona jest dziewczyną z domu dziecka, w którym swego czasu był też Klaus. On zawsze go odwiedza i pomaga swoim dawnym opiekunom. Poznał tam Camille, jeszcze jak była nastolatką i żeby nie musiała żyć w mieszkaniach socjalnych, ożenił się z nią. Ona wcale nie jest taka biedna jak wszystkich próbuje przekonać. Słuchaj, obiecaj, że nikomu tego, co ci teraz powiem, nie rozpowiesz- pokiwałam głową, a moja ciekawość zaczęła już sięgać zenitu.- Te pogłoski o bardzo złym stanie Pana Mikaela to tylko plotka, oczywiście jego serce jest słabe, ale jego żona sama może się nim zająć, Camille wcale jej nie pomaga. Twoje przekonanie, że Klaus ją zdradza też jest fałszywe. Wcale tak nie jest, sam nie raz jeździłem z Klausem i nocami szukałem jego żony po klubach- już nic nie rozumiałam.- Ona jest uzależniona od narkotyków, Nik za wszelką cenę stara się jej pomóc, ale ona odrzuca tę pomoc, w związku z czym trzeba jakoś to zatuszować. Camille, świetnie sobie radzi w robieniu z siebie męczennicy, ale Klaus nie chce jej zdemaskować, w końcu to jego żona- była w autentycznym szoku, tak naprawdę w tak głębokim szoku, że całkowicie nie zauważyłam, że podjechaliśmy pod sklep.- Caroline, tylko proszę cię nie zdemaskuj mnie. Nikomu nie opowiadaj tego, co ci powiedziałem, nie zdradź się nawet przed Klausem, szczególnie przed nim.
- Nie martw się nikomu nie powiem, nie miałabym właściwie nawet komu powiedzieć- odpowiedziałam, kiedy już udało mi się odzyskać głos.- W naszej firmie nie znam nikogo dobrze. Jedyną osobą, która ze mną rozmawia jest Tyler, ale on pewnie już to wszystko wie, co?
- Uchowaj Boże- wyglądał jakby się przeraził.- Nic mu nie mów. On i Niklaus, powiedzmy delikatnie, nie przepadają za sobą. Lepiej, żeby o tym nie wiedział. Owszem z Niklausa jest porządny facet, ale lepiej mu nie podpaść, potrafi być bardzo nieprzyjemny. Słyszałaś pewnie o tej aferze z Johnem Forbesem. Kto mógł przypuszczać, że to właśnie ten człowiek jest jego ojcem. Klaus, na pewno zemści się na nim za swoją matkę. Wcale nie żal mi tego łajdaka, ktoś, kto wyrzeka się swojego własnego dziecka jest nic niewart- nagle poczułam, że muszę to przerwać, bo jeszcze chwila a zwymiotuje.
- John, ja muszę się spieszyć- powiedziałam.- Inaczej Klaus, gotów nas wychłostać, jeżeli ośmielę się spóźnić na jego samolot.
Już pół godziny później, wyszłam ze sklepu z naręczem toreb, w których było praktycznie kilkanaście strojów na każdą okazję. No dobrze może nie kilkanaście, ale na pewno kilka, znając moją umiejętność odnośnie doborów stroju.
- Proszę, twoja karta- powiedziałam do Klausa, wchodząc do jego gabinetu.- Może Wasza Wysokość ma jeszcze jakieś wymagania?- zapytałam ironicznie, ponieważ mój humor mimo zakupów był podły.
- John, ma teraz przerwę, ale jak tylko skończy jeść, zawiezie nas na lotnisko- odpowiedział nawet nie zaszczycając mnie jednym spojrzeniem.- Również możesz iść coś zjeść. Jednak nie oddalaj się od firmy.
***
Następnego dnia:
Jeszcze nigdy nie nudziłem się tak na spotkaniach biznesowych, jak dzisiaj. W gruncie rzeczy marzyłem już tylko o tym, żeby wszyscy dali mi święty spokój i żebym mógł się wreszcie położyć. Jak zawsze źle spałem i już o czwartej musiałem pójść pobiegać. Jednak czekała mnie dzisiaj jeszcze ta przeklęta impreza. Najchętniej wykręciłbym się, ale wszyscy byli zachwyceni zaradnością i inteligencją Caroline i musiałem obiecać, że będą mogli poznać ją bliżej w bardziej nieformalnych okolicznościach, a czy są lepsze niż luźna impreza. Oczywiście, że nie więc czekało mnie jeszcze kilka godzin męczarni i chwila wytchnienia, kiedy jutro już wyjedziemy do domu.
- Nie wyglądasz jakbyś się dobrze bawiła- zagadnąłem, przysiadając się do Caroline.- Wszyscy są tobą oczarowani a ty zachowujesz się jak naburmuszona księżniczka.
- Tak dla twojej wiadomości, twoi kontrahenci to totalna banda dupków- odpowiedziała.- Wszyscy myśleli, że skoro jestem miła to można mnie do woli obmacywać.
- Poczekaj, zaraz pójdę i powiem im jak cię na to namówić- uśmiechnąłem się, widząc jej wściekłą minę.- Tylko żartowałem naprawdę wole cie, kiedy jesteś wstawiona. Teraz zachowujesz się jak rasowy sztywniak.
- Ktoś musi, skoro ty zapominasz kim jesteś- spojrzała na mnie z wyrzutem.- Która to już kolejka?- zapytała, patrząc na moją szklankę.- Klaus, ty naprawdę nie powinieneś tyle pić, musisz jeszcze dojechać do hotelu.
- Piąta albo szósta, nie pamiętam. A od czego mam tutaj ciebie? Mieszkamy w tym samym hotelu, zabierzesz mnie ze sobą- uśmiechnąłem się przymilnie.- Teraz nie psuj mi zabawy, kiedy jestem pijany lepiej znoszę tę szopkę- wskazałem na cały klub.
- Klaus, wiem, że to może nieodpowiednia pora, w końcu jesteś nieźle wstawiony, ale co to za gra?- udałem, że nie wiem, o co jej chodzi.- Zachowujesz się jakbyś mnie w ogóle nie znał. Flirtujesz ze mną, chociaż doskonale wiesz, że tak nie można jestem twoją siostrą, do cholery!
- Kiedy w końcu odpuścisz? Nie zależy mi na tobie, musisz być jednak bliżej mnie, muszę cię pilnować, żebyś nigdy nie doniosła ojcu co robię- powiedziałem.- Zależy mi na nim, a ty jesteś dla mnie zwykłą znajdą!- kiedy ona w końcu zrozumie, że świat nie kręci się wokół niej! Miałem już jej serdecznie dość, wystarczyła tylko krótka rozmowa, a już zepsuła mi humor. Nie zwracając na nią więcej uwagi, postanowiłem, że pora wracać do hotelu.
***
Następnego dnia, kiedy obudziłem się w łóżku, miałem wrażenie, że zderzyłem się z kombajnem. Kac, męczył mnie niemiłosiernie do tego nie pamiętałem jak właściwie udało mi się tutaj znaleźć. Spojrzałem na zegarek było wpół do ósmej. Musiałem sprawdzić, czy Caroline też już się wyszykowała, a przynajmniej, czy w ogóle wstała. Zwlokłem się z łóżka i z ulgą zauważyłem, że pokój nie wiruje mi przed oczami. Znałem numer pokoju Caroline więc bardzo powoli wyszedłem na korytarz i podszedłem do drzwi. Zapukałem, nikt nie odpowiedział. Pięknie zapewne jeszcze śpi. Zapukałem ponownie, ale nadal nie było odzewu. Chwyciłem klamkę i ze zdziwieniem stwierdziłem, że drzwi ustąpiły. W pokoju panował dziwny półmrok i cisza. Wszedłem dalej i z przerażeniem zobaczyłem, że meble są po przewracane. Zwróciłem się w stronę łóżka i zobaczyłem, że Caroline na nim leży. Przez bardzo krótką chwilę pomyślałem, że wracając wstawiona po wywracała meble, zanim dotarła do łóżka. Jednak coś było nie tak, leżała dziwnie skulona i dopiero po chwili usłyszałem, że szlocha.
- Odejdź, wynoś się stąd!- skuliła się jeszcze bardziej, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że stało się coś złego, coś bardzo złego.
- Caroline, posłuchaj- powiedziałem próbując zachować spokój.- Pomogę ci jednak musisz mi powiedzieć, dlaczego płaczesz, inaczej nie będę mógł nic zrobić. Podejdę do ciebie, dobrze?- kiedy nie odpowiedziała, uznałem, że mogę do niej podejść. Kiedy usiadłem na skraju łóżka zauważyłem, że jest świeżo wykąpana i wygląda jakby właściwie nic jej nie było, ale płakała i miałem przeczucie, że wiem co ją spotkało.- Powiedz mi, czy ktoś cię skrzywdził?- zapytałem.
- Zostawiłeś mnie tam, poszedłeś sobie- nagle podniosła się z takim impetem, że o mało nie spadłem z łóżka.- To twoja wina, słyszysz! To twoja wina! Zgwałcili mnie! Zgwałcili mnie, przez ciebie!- ponownie skuliła się na łóżku i odsunęła ode mnie. Przez chwilę miałem wrażenie, że cały świat zawirował, że wiruje, nawet kiedy zamykam oczy. Zrobiło mi się niedobrze.
- Caroline, posłuchaj kto ci to zrobił? Trzeba natychmiast zawiadomić policję!
- Nie będzie żadnej policji- odpowiedziała przecierając oczy.- Nie wiem kto mi to zrobił, nie pamiętam. Obudziłam się tutaj i już wiedziałam, czułam, że mi to zrobili.
- Poczekaj, jeżeli ty nic nie pamiętasz to znaczy, że musiałaś coś dostać, Caroline możliwe, że to nadal jest w twoim organizmie, trzeba szybko zawiadomić policję!- poczułem, że jestem już w pełni trzeźwy i nie mam kaca.- Nie można tak tego zostawić, nawet jeżeli ty nic nie pamiętasz w tym klubie było pełno ludzi jestem pewny, że ktoś coś zauważył. Poza tym tutaj muszą być jakieś ślady.-nagle zapragnąłem jakoś ją wesprzeć.- Caroline, czy mogę zadzwonić na policję?- zapytałem. Usiadła i delikatnie pokiwała głową. Wyjąłem komórkę i wybrałem numer, kiedy skończyłem rozmawiać, zauważyłem, że Caroline, nadal siedzi i patrzy na mnie błagalnym wzrokiem.
- Proszę, pomóż mi, przytul mnie i powiedz, że to koszmar- przysiadłem się bliżej i wziąłem ją w ramiona. Trzymając ją mocno, naprawdę zastanawiałem się ile jeszcze ciosów jest w stanie znieść, szczególnie że wiedziałem, że sam mam dla niej jeszcze jeden.
________________________________________________
Jest rozdział. Mimo że wam się może wydać nudny, jest jakby przełomowy dla relacji Klaus-Caroline. Uprzedzam, że nie wiem, kiedy będzie następny, ponieważ zbliża mi się obrona magisterki i muszę się jeszcze porządnie przygotować w kwestii potencjalnych pytań, więc proszę was o cierpliwość.
“Trzymając ją mocno, naprawdę zastanawiałem się ile jeszcze ciosów jest w stanie znieść, szczególnie że wiedziałem, że sam mam dla niej jeszcze jeden.” – Jeszcze jeden?! Chyba ze mnie żartujesz Klaus! Dupek! Biedna Caroline. Ma kłopoty jeden na drugim. Co jeszcze ma się zdarzyć? Smutne :c
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział. Czekam z niecierpliwością na next.
Shrew ❤
Ruda, która poluje na Klausa? Ja bym akurat wolała Aurorę...
OdpowiedzUsuńKiedy można sie spodziewać nowego rozdziału ?
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem ten rozdział kilka razy i za każdym razem mi się podobał.
OdpowiedzUsuńJa jestem bardzo ciekawy ile osób wchodzi na ten blog. Czy tych osób jest dużo czy mało.
OdpowiedzUsuń