sobota, 28 lipca 2018

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

- Powiesz w końcu, gdzie byłeś wczoraj? Czemu tutaj mieszkasz, czy twoja żona nie ma nic przeciwko temu?- zastanawiałam się, gdzie Klaus spędzał poprzedni wieczór i to wcale nie dlatego, że byłam zazdrosna, ale dlatego że nadal mimo wszystko było mi tej dziewczyny żal. Oczywiście doskonale pamiętam, co powiedział mi o niej John, tamtego dnia, ale miałam jakieś dziwne przeświadczenie, że na jej zachowanie wpływ miał również Klaus z jego zimnym jak lód sercem i masą panienek wokół.
- To MOJE mieszkanie, mam chyba jeszcze prawo tutaj spać, prawda?- już wiedziałam, że nie jest tego dnia w najlepszym humorze.- Poza tym moje życie prywatne to nie twój interes, ale tak dla twojej wiadomości, nie spotkamy się przez kilka kolejnych dni, może tygodni, wyjeżdżam i nie wiem kiedy wrócę. Nie chce żebyś czuła się wyrzucana, ale wolałbym, żebyś znalazła sobie pracę i mieszkanie do mojego powrotu- wiedziałam, że coś musiało się stać, jednak nie miałam teraz ochoty zastanawiać się co, ponieważ miałam pilniejsze sprawy na głowie.
- Nie martw się, nie zobaczysz mnie tutaj następnym razem. Pamiętasz jednak, że masz za dwa dni przesłuchanie na policji?- wyglądał, jakby w ogóle mnie nie słuchał, ale ciągnęłam dalej.- Zapomniałeś, że dwa miesiące temu zostałam...zapomniałeś tamten wieczór i poranek?- nie potrafiłam jeszcze otwarcie o tym rozmawiać. Wiedziałam, że kiedyś to nastąpi, nie dziś, nie jutro, nie za miesiąc, ale kiedyś. Jedyne co dokładnie zapamiętałam z wizyt terapeutycznych u Elijah'y, to to, że nigdy nie będzie łatwiej, ale że pewnego dnia nauczę się żyć z tym bólem, że znów będę normalnie oddychać, jeść, spać, znowu zapragnę się uśmiechać, to wszystko stanie się, kiedy znajdę kogoś kto złagodzi moje cierpienie, zostanie celem mojego życia.
- Nigdy o tym nie zapomnę- w jego głosie usłyszałam jakąś niezidentyfikowaną nutę.- Umówiłem się dzisiaj, nie mogę niestety przełożyć wyjazdu. Nie martw się, oczywiście zostawię ci pieniądze, możesz korzystać z mojej karty bez ograniczeń, to firmowe konto, gdybyś potrzebowała mój samochód, także zostawiam, a John jest do dyspozycji całą dobę więc nie musisz się o nic niepokoić. Jeszcze jedno, gdybyś potrzebowała większej gotówki, niż dzienny limit na karcie, upoważniłem cię do wypłaty w banku.
- Nie potrzebnie, poprosiłam dziewczyny o małą pożyczkę, a dzisiaj postanowiłam zapytać Damona, to brat Stefana, o to czy nie mógłby mnie przyjąć do ich firmy. Stefan już dawno mi to proponował, ale chciałam najpierw spróbować być bardziej samodzielna- spojrzał na mnie z rozbawieniem.- No, co? Nie chciałam korzystać z przyjacielskiej pomocy- wiedziałam, że to najdurniejsze wytłumaczenie jakie mogłam wymyślić, w końcu to jemu zwaliłam się na głowę, nie bacząc na to co przez niego przeżyłam. Właściwie nie wiedziałam dlaczego, sama zastanawiałam się co mną kierowało. Jednak nie znałam odpowiedzi. Może nadal trzymałam się nadziei, że mimo wszystko Klaus pewnego dnia powie mi, że te wydarzenia były tylko złym snem albo jakąś dobrze rozegraną grą, a każde jego słowo było kłamstwem, a może zwyczajnie byłam tą samą głupią dziewuchą sprzed lat, która z wywalonym ozorem latała za przystojniakiem, a teraz nie chciała przyjąć do wiadomości, że to jej brat, nie wiem po prostu miałam dziwne przeczucie, że tylko on może mi pomóc wszystko zrozumieć. Chociaż w normalnych okolicznościach, zapewne skopałabym mu tyłek za bycie takim bydlakiem, to czy nasze relacje i okoliczności, można było nazwać normalnymi? Delikatnie rzecz ujmując, były co najmniej toksyczne.
- Jeżeli chcesz znać moje zdanie- spojrzałam na niego wymownie, jasno dając do zrozumienia, że nie chce.- Powiem ci, że to nie najlepszy pomysł. Spójrz na to, w firmie Stefana na pewno będzie odwiedzać Rebekah, a to nie będzie przyjemne, oczywiście ze względu na waszą niedawną relację, to może być niezręczne. Poza tym przed chwilą mówiłaś o samodzielności, nie uważasz, że powinnaś zająć się czymś co lubisz, a nie tym co masz tylko do wyboru? Lepiej zrobisz, jeżeli naprawdę przemyślisz czym chciałabyś się zająć w swoim życiu i co cię interesuje, coś w czym jesteś najlepsza i to zrobić.
- Fenomenalny biznes plan, naprawdę. Zapominasz tylko o jednym drobnym szczególe, właściwie nie drobnym, nie mam grosza przy duszy, a na własny interes są potrzebne pieniądze, więc jeżeli nawet kiedyś, w przyszłości pomyśle o czymś własnym, muszę najpierw na to zarobić i jeszcze wynająć mieszkanie oraz żyć na poziomie wyższym niż głodowy. Jak widzisz wszystko przesunie się w czasie, sam powiedziałeś, że mam znaleźć pracę i mieszkanie, tak też zrobię, ale dziękuje ci za podrzucenie pomysłu.
- Jeżeli miałabyś prawdziwy biznes plan oraz konkretny i co najważniejsze DOCHODOWY pomysł na cokolwiek to mogę ci pomóc i w niego zainwestować, pod warunkiem, że dasz mi jakieś udziały, powiedzmy pięćdziesiąt na pięćdziesiąt z czego brałbym, jakieś dziesięć procent dochodu.
- Teraz nie mam czasu o tym myśleć, ale jeżeli już się na coś zdecyduje będę pamiętać o twojej propozycji- nagle się roześmiał.
- Wiesz, że to już druga moja propozycja w ciągu kilku miesięcy? Nie robiłem tego dla nikogo innego, więc nie zapominaj o tym, kiedy przyjdzie odpowiednia pora- chciałam zapytać, co właściwie miał na myśli, ale on podniósł się z miejsca i chwycił za marynarkę.- Będę się już zbierał przed wylotem mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Mam nadzieję, że spotkamy się, kiedy wrócę, a ty będziesz miała dla mnie wiele dobrych nowin. Jeszcze jedno, jeżeli znajdziesz mieszkanie, nie urządzaj parapetówki beze mnie, kupię ci jakiś przydatny mebel- uśmiechnął się, a w jego policzkach pojawił się dołeczki, to był pierwszy tak szczery uśmiech, od bardzo długiego czasu, przeszliśmy do drzwi, a on zatrzymał się w progu.
- To do zobaczenia i miłej podróży- nachylił się i cmoknął mnie w policzek, a ja głupia poczułam, że czerwienie się jak nastolatka.
- Do zobaczenia- zatrzasnęłam za nim drzwi i już wiedziałam, miałam w sobie za dużo z dawnej małolaty i musiałam ją natychmiast uciszyć.
  
***

- Wyjeżdżasz z Camille?- Elijah jak zwykle nie wyglądał na zadowolonego, ale nie mogłem nic na to poradzić.- Kolejny odwyk, tak?- najwyraźniej wyczytał wszystko z mojej twarzy, ponieważ jeszcze bardziej sposępniał.- Klaus, kiedy w końcu zrozumiesz, że nie pomożesz już tej dziewczynie, ona nawet nie chce twojej pomocy, tylko się wzajemnie zamęczacie. Moim zdaniem już dawno powinniście się rozwieść- zdawałem sobie sprawę, że ma całkowitą rację, ale nie potrafiłem wypiąć się na Camille i pozwolić, żeby sama siebie zniszczyła.
- Wyjeżdżamy do Atlanty, nie będzie nas jakieś trzy miesiące. Elijah wiem, że sam masz dużo swoich zajęć, ale muszę cię o coś prosić. Miej oko na Caroline, po tym co przeszła jakoś za szybko doszła do siebie, wydaje mi się, że tylko udaję taką twardzielkę, bo nie chce, żebym widział jak cierpi. Musiałem ją poprosić, żeby znalazła sobie nową pracę i mieszkanie, nie może mieszkać ze mną, Camille albo co gorsza, Liz Forbes gotowe wywołać skandal. Poza tym pilnuj również, wszystkich ruchów Johna Forbesa, wczoraj podczas rozmowy umówiliśmy się na coś i jeżeli w trakcie mojej nieobecności nie dotrzyma danego słowa, ja będę zmuszony zrobić to za niego, a jeżeli jednak okaże się człowiekiem z odrobiną honoru, powiadom mnie, jak zareagowała Caroline, okej?
- Co takiego ma zrobić, John Forbes i jaki to ma niby wywrzeć wpływ na Caroline?- to nie była odpowiednia chwila na tego typu rozmowę.
- Braciszku, nie mogę ci teraz wszystkiego powiedzieć, ale proszę cię zaufaj mi ten ostatni raz. Jeżeli wszystko wydarzy się według ustalonego przez nas dwóch planu, będziesz wiedział o co chodziło.
- Mam nadzieję, że to nie będzie kolejnym ciosem dla Caroline.
- Zapewne będzie, ale ten cios pozwoli jej wreszcie pójść na przód ze swoim życiem i uwolnić się od przeszłości, która jej na to nie pozwala.
- Dlaczego nie chcesz powiedzieć, wszystkiego otwarcie?
- Wszystko musi się zdarzyć w odpowiednim czasie, wybacz braciszku, ale muszę się pospieszyć. Tylko proszę cię, zrób to dla mnie, obiecuje, że już nigdy cię w nic nie wplącze.
- Nie obiecuj mi czegoś, czego nie możesz dotrzymać- uściskałem go i wsiadłem do samochodu, musiałem jeszcze jechać na policję. Miałem tylko nadzieję, że świat, który sam podpaliłem, nie zawali się, kiedy mnie w nim nie będzie.
_________________________________________________________
WITAJCIE kochani! Wiem, że długo mnie nie było i do tego przychodzę do was z takim, KIEPSKIM rozdziałem, ale obiecuję, że macie czego wyczekiwać, bo w następnym rozdziale, dowiecie się wszystkiego co ukrywa Klaus, no dobra może nie wszystkiego, ale przynajmniej tego co ukrywa w stosunku do Caroline. Co do mojej długiej nieobecności, szykuje się do dwóch egzaminów na aplikację radcowską i sędziowską, a poza tym postanowiłam wreszcie oddać się mojej pasji, jaką jest pisanie i jestem w trakcie mojej pierwszej książki, którą zamierzam skończyć do września i oddać kilku wydawcom, więc nie mam teraz zbyt wiele czasu na pisanie bloga, ale obiecuję się poprawić i dodać kolejny rozdział na przestrzeni najbliższych dwóch tygodni.

PS. Słowo do Leah, scena rozmowy z matką i Stefanem, o której wspomniałaś jest prawidłowo opisana, ponieważ jest tam napisane, że Caroline patrzy jak matka wychodzi z jej mieszkania, a dopiero później ktoś znów dzwoni do drzwi. Dokładnie ją pamiętam, ponieważ od tej części zaczęłam wprowadzać do opowiadania modyfikacje, w pierwotnej wersji, ona rozmawiała z obojgiem rodziców, a później przyszedł Klaus, nie wiem dokładnie, o którą scenę z samochodem ci chodzi, ale przypuszczam, że tą w której Klaus i Caroline jadą do dawnego domu, jego dziadków? Jeżeli tak, to nie wydawało mi się konieczne opisywać, że to Nik odwiózł ją do domu, bo w końcu skoro wywiózł ją na jakieś zadupię, to wydawało mi się oczywiste, że musiał ją stamtąd zabrać, a nie widziałam potrzeby, żeby jeszcze z nim rozmawiała w trakcie podróży, po tym co jej powiedział, więc z rozmysłem usunęłam taką scenę i ucięłam, że po jakimś czasie była w domu. To tak w roli wyjaśnień, ale dziękuje, postaram się przyłożyć do opisów, pozdrawiam.

1 komentarz: