środa, 7 listopada 2018

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Miasto było naprawdę wspaniałe, pełno ludzi, wszechobecny jazz, zupełnie inny świat niż Los Angeles, które miałam za bardzo głośne miejsce. Nie wiedziałam, w którą stronę mam właściwie spoglądać, nie chciałam utracić ani jednej niesamowitej chwili.
- Dokąd idziemy?- zapytałam Klausa, przekrzykują tłum.
- Jak to gdzie, do hotelu. Jestem zmęczony, a dzisiaj i tak już nic nie zrobimy, jest późno musimy wypocząć- chwycił mnie za rękę, ale ja nie zamierzałam dzisiaj tak szybko iść spać.
- Oj Klaus nie zachowuj się jak stary zgred, jesteśmy w Nowym
Orleanie! Potrzebujemy drinka!
- Po pijaku tracisz kontrolę nad sobą- wolałam kiedy był bardziej wyluzowany.- Nie będę z tobą pił. Przyjechaliśmy tutaj w konkretnej sprawie, a nie się zabawić.
- Trudno, jeżeli nie chcesz nie pij, ale ja zamierzam zaszaleć- pociągnęłam go w stronę najbliższego baru.- Pamiętaj potrzebuje kogoś kto odholuje mnie bezpiecznie do hotelu.
- To nie jest najlepszy pomysł- widziałam jego niepewność, ale nie zamierzałam odpuszczać. Weszliśmy do środka i zaciągnęłam go do pierwszego stolika. Zamówiłam nam po drinku, mimo głośnych protestów Klausa, a chwile później straciłam kontrole, jeżeli chodzi o ilość kolejek.

***

- Caroline dość już- zabrałem jej drinka.- Nie powinnaś już więcej pić, chodź zbieramy się- próbowała udawać trzeźwą i sama się podnieść, ale jej nie wychodziło, więc chwyciłem ją i podtrzymałem.- No już, wstajemy tak Caroline brawo, idziemy, uważaj- udało mi się uratować ją przed zderzeniem ze stolikiem obok.- Nie mówiłem, żebyś tyle nie piła? Wiedziałem, że tak to się właśnie skończy, wsiadaj jedziemy do hotelu.
- Chcę prowadzić, ty nie potrafisz!
- Zwariowałaś, uważaj na głowę i siedź na miejscu- praktycznie wepchnąłem ją na miejsce pasażera, zadziwiające było to jak mocno się opierała. Czekało mnie jeszcze jakieś dziesięć minut marudzenia.
- Nie lubię cię, wiesz?- tego właśnie się spodziewałem.- Powinieneś dostać porządnego, kopa w dupę- postanowiłem, że nie będę się odzywać tylko pozwolę jej się wreszcie wygadać.- Niczego nie zauważasz, a ja cię kocham. Czekałam, czekałam, aż wrócisz do mnie, a teraz kiedy jesteś, masz nic niewartą żonę, która od ciebie woli narkotyki, alkohol i kluby. Wolisz ją, niż mnie- jak dobrze, że ona do jutra o wszystkim zapomni.
- Chodź Caroline jesteśmy na miejscu, zaraz się położysz i wszystko minie- wyciągnąłem ją z samochodu, poprowadziłem do środka. Kobieta w recepcji podejrzliwie na nas spojrzała, ale wytłumaczyłem jej, że żona ma po prostu bardzo słabą głowę. Posadziłem ją na kanapie w apartamencie małżeńskim, a sam usiadłem na przeciwko.- Pora się przebrać i iść spać- ku mojemu zaskoczeniu wstała i zaczęła się rozbierać. Jasne już raz wywinęła mi taki numer, tylko wtedy rozbierała też mnie. Wiedziałem, że w takim stanie nie ma po co się z nią kłócić, więc spokojnie poczekałem na rozwój wypadków. Rozebrała się i odwróciła w moją stronę.
- Ty spadaj, nie będziesz ze mną spał- i spokojnie wskoczyła do łóżka. Wiedziałem, że jeżeli prześpię noc na niewygodnej kanapie to jutro kręgosłup da mi się we znaki, więc poczekałem, aż Caroline zaśnie dość głęboko i położyłem się w całym ubraniu po drugiej stronie łóżka. Przyglądałem się jej i zastanawiałem czy dobrze zrobiłem ponownie pojawiając się w jej życiu. Lepiej byłoby gdybym dał jej spokój i wyszłaby za Stefana albo jakiegoś innego porządnego dupka, który świata poza nią by nie widział. Ta myśl była tak przygnębiająca, że nie chciałem sobie tego wyobrażać. Caroline gdybym tylko miał więcej jaj i potrafił żyć z tym, że muszę odpowiadać za czyjś upadek, gdybym potrafił o tym zapomnieć, ale nie mogę, nie potrafię, ty jesteś wystarczająco silna, dasz sobie radę ze swoim życiem. Czasami dwoje ludzie nigdy nie może być razem, mimo miłości, która między nimi jest, żebym mógł ci powiedzieć prawdę, gdybym mógł ci powiedzieć jak bardzo cię kocham, że zawsze byłaś tylko ty.

***

Obudziłam się następnego dnia z okropnym bólem głowy. Kilka dobrych chwil mi zajęło zanim zorientowałam się gdzie jestem. Odwróciłam się w drugą stronę i zobaczyłam spokojnie śpiącego Klausa. Wyglądał bardzo zabawnie ze zwichrzonymi włosami i w pełnym ubraniu. Delikatnie go szturchnęłam, powoli otworzył oczy.
- Dlaczego mnie budzisz? Dręczyłaś mnie pół nocy, a teraz nie dajesz odespać- gdyby nie był ubrany, wpadłabym w panikę, że znowu poszliśmy ze sobą do łóżka, ale to było raczej mało prawdopodobne.
- Pora wstawać, musimy działać, kiedy spotykasz się z tym twoim przyjacielem Marcelem? Późno już, trzeba się zbierać- zorientowałam się, że pod pościelą jestem naga.- Zamknij oczy, muszę wstać.
- Widziałem cię nago nawet kilka razy, nie ma co się tak zawstydzać- uśmiechnął się leniwie.- Jak chcesz idź się szykuj, mi zajmie to dziesięć minut, a na moje oko potrzebujesz jakiejś godziny, to ja w tym czasie jeszcze się zdrzemnę- delikatnie wstałam z łóżka i jak najszybciej udałam się w stronę łazienki.- Widzę cię- zignorowałam Klausa i szybko zatrzasnęłam za sobą drzwi. Zdążyłam się ubrać i wyszykować, kiedy zadzwonił telefon z przyzwyczajenia wyszłam i odebrałam.
- Słucham?
- Kim jesteś i dlaczego odbierasz telefon mojego męża?- dopiero teraz zorientowałam się, że to nie mój telefon, przeklęty dzwonek!- Jesteś tam, to ty jesteś Caroline? Halo?
- Tak jestem, przepraszam. Mamy z Klausem ten sam model telefonu i po prostu odebrałam z przyzwyczajenia.
- Mieszkacie w tym samym pokoju? Jakim prawem! On jest żonatym mężczyzną, nie zapominaj o tym. Nawet jeżeli zabawia się z tobą, to zawsze wróci do mnie, odkąd pamiętam tak robił, bawił się swoimi panienkami i wracał do domu do kobiety, która nie rozkłada nóg przed każdym napotkanym mężczyzną!
- Ja...
- Caroline daj mi ten telefon- Klaus obudził się i szybko podszedł do mnie. Najwyraźniej moja mina musiała go zaalarmować, bo wyglądał na wściekłego.
Wyszłam żeby mógł spokojnie porozmawiać, ale nie minęło pięć minuta, a już był przy mnie.
- Co ci powiedziała?- jego mina jasno dawała do zrozumienia, że muszę odpowiedzieć.- Caroline, no mówże w końcu.
- Nic takiego, po prostu była zdziwiona, że to ja odebrałam. Klaus słuchaj to był przypadek, ja naprawdę nie spojrzałam czyj to telefon, mamy taki sam dzwonek...
- Wiem, ale następnym razem bądź bardziej uważna. Chodź musimy iść, na dole czeka na nas Marcel- zanim zdążyłam odpowiedzieć on już szedł w stronę wind.
- Nie przebierzesz się?
- Później, teraz musimy się pospieszyć- przepuścił mnie i za chwile staliśmy już z przystojnym, czarnoskórym mężczyzną.- To jest Marcel.
- Miło mi ślicznotko- uśmiechnął się do mnie, całując w dłoń.- Gdybym wiedział, że z ciebie taka piękność, już dawno zmusiłbym Klausa, żeby nas zapoznał.
- Skoro już skończyliście te jakże kurtuazyjne gesty, to może byśmy tak wreszcie wzięli się za nasze sprawy?- wiedziałam, że jest wściekły, a kiedy odwrócił się od nas i poszedł w stronę samochodu, byłam pewna, że dzisiaj nie można go jeszcze bardziej drażnić.
- Jak chcesz możesz jechać ze mną, a nie z tym bucem- zagadnął Marcel.
- Nie ja jednak pojadę z Klausem- pokiwał potakująco i rozeszliśmy się do samochodów.- Jesteś zły?- zapytałam, kiedy wyjechaliśmy z parkingu.- Słuchaj, ja naprawdę nie chciałam żeby zaistniała taka sytuacja z twoją żoną...
- Przestań, nie chodzi mi wcale o Camille, ale powiedź dlaczego wdzięczyłaś się tak do Marcela?
- Wdzięczyłam się? Przecież on tylko się ze mną przywitał, wygląda na miłego, to wszystko. Nie on pierwszy próbuje zaimponować dziewczynie tanimi tekstami na podryw.
- Jednak tobie, jak to mówisz te tanie teksty w ogóle nie przeszkadzały. Weź już lepiej się nie odzywaj. Marcel, Tyler, może założysz prywatny harem?
- Jesteś zazdrosny? Zatrzymaj ten samochód!- zahamował tak nagle, że w ramię wbił mi się pas.- Powiedz mi, czy ty masz prawo być o mnie zazdrosny? Nie masz, słyszysz? Nie masz! Jedyną kobietą, której masz prawo robić sceny zazdrości jest twoja żona Camille! Nie rób mi tego Klaus, proszę cię- on nagle odpiął mój pas i posadził mnie sobie na kolanach.- Przestań wiesz, że nie możemy tego robić. Zaraz Marcel nas zobaczy!
- I co z tego? Niech widzi! Niech wie, że nie może się do ciebie zbliżać na odległość mniejszą niż sto metrów! Niech wszyscy się dowiedzą! Niech wszystko wreszcie się skończy! Rozwiodę się z Camille i nie będziemy musieli się ukrywać, co myślisz? Poczekasz jeszcze trochę? 
- Klaus przestań! Nie rozumiem co cię dzisiaj ugryzło, ale to są tylko marzenia, czy ty słyszysz co mówisz? Wysiadaj z tego auta, pogadamy- ześlizgnęłam się z jego kolan i wysiadłam. Poczekałam zanim on zrobi to samo.- Posłuchaj, chyba jednak włączył ci się moralniak, bo zaczynasz klepać od rzeczy. Czy ja stawiam ci jakieś roszczenia? Czy zmuszam cię, żebyś zmieniał swoje życie? Nie, okej zabawiliśmy się, było fajnie, teraz też ciągle flirtujemy i to jest całkiem ekscytujące, ale uwierz mi, wiem jak to jest, dzisiaj umierasz z pożądania do mnie, ale jutro kiedy wrócimy do domu i na spokojnie zastanowisz się nad tym co zaszło, dojdziesz do wniosku, że to nie jest warte aby komplikować sobie życie.
- Jeszcze wczoraj mówiłaś, że mnie kochasz! Kocham cię Klaus, czekałam na ciebie tak długo, nie odchodź, a dzisiaj co się zmieniło!?- nie mogłam mu powiedzieć, co powiedziała mi Camille. Zapewne mówi to każdej swojej kochance, rozwiodę się z żoną, będziemy szczęśliwi razem.
- Przestań nawet jeżeli mówiłam coś podobnego, to byłam pijana i nie wiedziałam co właściwie mówię. Nie przeczę w łóżku było fenomenalnie, ale to nie powód, żeby przewracać swoje życia. Poza tym nie jesteś mężczyzną, z którym można budować przyszłość w Los Angeles czeka na mnie Tyler facet, który mnie kocha, świata poza mną nie widzi, może w przyszłości zostanie ojcem moich dzieci, a ty jesteś zbyt niestabilny.
- Ale ja cię kocham, Caroline! Słyszysz KOCHAM CIĘ!- tak bardzo chciałam mu uwierzyć, chciałam powiedzieć, żebyśmy już nigdy nie wracali do Los Angeles, żebyśmy zapomnieli o mojej rodzinie, o Camille, o tym wszystkim co nas dzieli.- Powiedz mi PRAWDĘ! PRAWDĘ, słyszysz?! Co powiedziała ci przez telefon Camille? Myślisz, że jestem głupi? Cała byłaś blada, zaczęłaś się dziwnie zachowywać, musisz mi powiedzieć co ci mówiła, nie odpuszczę!
-Powiedziała mi o twoich kochankach! O tym, że każdej obiecujesz, że odejdziesz od żony, a i tak do niej wracasz!- ku mojemu zaskoczeniu on zaczął się śmiać, szczerze i bez pohamowania. Spojrzałam na niego karcąco.
- Przepraszam, nie potrafiłem się powstrzymać- nadal nic nie rozumiałam.- Pierwszy raz słyszę, że miałem jakieś inne kobiety, naprawdę to jest tak nieprawdopodobne, że aż zabawne, słowo daję. Caroline powiedz mi dlaczego nie zapytałaś wprost? Wydaję mi się, że ja najlepiej wiem czy i z kim sypiałem. Mogę ci powiedzieć, że te wszystkie pogłoski o moich rzekomych romansach to tylko fikcja.
- Chcesz powiedzieć, że ta ruda siksa, z którą cię kiedyś widziałam, ta jak jej było Genevieve to tylko twoja koleżanka, tak?
- Jesteś zazdrosna- byłam wściekła słysząc nutę triumfu w jego głosie.- Jednak zgadza się, Genevieve to tylko moja koleżanka, robiłem z nią interesy, to wszystko.
- Wiesz jak to wszystko wygląda z boku? Jakbyś potrafił wymyślać wymówki na poczekaniu. Jednak nie powinnam ci robić scen zazdrości, w końcu kim ja właściwie jestem? Powiedzmy sobie szczerze, jestem tylko laską, która wchodzi w twoje małżeństwo.
- Obiecuje ci, że kiedyś porozmawiamy jeszcze o moim małżeństwie z Camille, ale teraz pora, żebyśmy się zbierali, mamy jeszcze pół godziny do spotkania z Filippe Johsem, a chce ci jeszcze pokazać czego udało się dowiedzieć Marcelowi.

***

- Możesz mi powiedzieć czy zlecasz Marcelowi sprawdzanie każdego kto pojawia się w twojej okolicy?- podjechaliśmy już pod dom Filippe, ale nikt nam nie otworzył, musieliśmy czekać, a w tym czasie Caroline czytała informacje z teczki o tym człowieku. Była przy tym niebywale zabawna.- Żona Vanessa zmarła pół roku temu na raka piersi. Doczekali się dwóch córek dwadzieścia cztery i dwadzieścia dwa lata. Jedna kończy studia na wydziale zarządzania, druga jest nauczycielką matematyki w najbliższej szkole podstawowej. Sam facet ma przeciętną emeryturę, po złamaniu miednicy, dobry ojciec, kochający dziadek. Numer buta też znasz?
- Nie, nie znam- roześmiałem się widząc jej minę.- Zamierzałaś poznać tych ludzi, w związku z czym nie mogliśmy sobie pozwolić na niewiedzę odnośnie tego kim są ci ludzie.
- Czasem dosłownie przerażasz mnie. Klaus patrz, to chyba on- pokazała na niewysokiego, szczupłego trochę kulejącego mężczyznę, który właśnie podszedł o otworzył drzwi od domu.- Czekamy czy od razu idziemy?
- Chodźmy najlepiej będzie mieć to już za sobą- wysiedliśmy , jeszcze chwila minęła zanim zapukaliśmy do tych drzwi, ponieważ Caroline nagle się zatrzymała i wyglądało to tak, jakby już nigdy nie miała zrobić kroku.- Idziemy?
Tak, tak tylko daj mi chwilkę, wiesz nie codziennie mam możliwość stanąć przed człowiekiem, który może być moim ojcem- wzięła głęboki oddech.- Chodźmy- obserwowałem jak z wysoko podniesioną głową podchodzi pod drzwi. Jak dla mnie trochę za mocno zapukała, ale nie chciałem jej odbierać pewności siebie, więc w ogóle się nie odezwałem. Otworzył nam ten sam mężczyzna, którego widzieliśmy przed chwilą.
- Dzień dobry, nazywam się Niklaus Mikaelson, mój przyjaciel Marcel Gerard nie dawno z Panem rozmawiał, uprzedził, że Pana odwiedzimy. Przepraszam to moja partnerka Caroline Forbes- od razu zauważyłem jak mężczyzna się speszył.- Możemy wejść?- wydawało mi się, że nas nie wpuści, ale po chwili zrobił nam miejsce i weszliśmy. Dom był raczej skromny, ale czysty i schludny. Na ścianach, kominku i praktycznie każdym stoliku stały zdjęcia przedstawiające całą jego rodzinę, a w szczególności ładną kobietę w średnim wieku.
- Przypuszczam, że wie Pan po co przyszliśmy, prawda?- widać było, że walczy ze sobą. Najprawdopodobniej zastanawiał się czy w ogóle powinien z nami rozmawiał.
- Wiem, że nie powinniśmy tego robić, ale jest Pan dla mnie szansą- przerwała nam Caroline.- Wydaję mi się, że domyślił się Pan, że jestem córką Johna i Elisabeth Forbes. Wspólnie z Niklausem udało nam się ustalić, że pracował Pan dla moich rodziców.
- Oczywiście to nie jest żadna tajemnica, ale to nie był najlepszy pomysł, nie chce rozmawiać na ten temat, na szczęście udało mi się zapomnieć ten okres.
- Rozumiem, że nie wspomina Pan tego dobrze, ale dlaczego? Przepraszam, że o to zapytam, ale chodziły pogłoski o tym, że...że podobno mieliście romans.
- Wyjaśnię ci coś dziewczyno, ja i Elisabeth nie mieliśmy żadnego romansu, to nie jest możliwe, ponieważ twoja matka wcale nie chciała być z takim człowiekiem jak John. Zacznę od początku ja i Liz poznaliśmy się w osiemdziesiątym ósmym roku, kiedy jeszcze nie była żoną Johna Forbesa, po prostu jej rodzina chciała żeby wyszła za bogatego faceta, bo sami byli biedni. Zaczęliśmy się spotykać, mówiła nawet o tym, że nie wyjdzie za niego za mąż, że razem wyjedziemy i zaczniemy wszystko od nowa, nawet jeżeli mielibyśmy klepać skrajną biedę. Jak widzisz nie udało się, mijały lata a my nie potrafiliśmy wyplątać się z tej sytuacji w końcu pracowałem u Johna. Do dzisiaj nie potrafię powiedzieć co się stało, ale nagle ona jakby się zmieniła, zaczęła być bardziej oschła, przestała już nawet wspominać o odejściu od Johna. Później dowiedziałem się, że zaczęła się spotykać z innym mężczyzną, a do tego wszystkiego twój ojciec dowiedział się o wszystkim, zaczął mi grozić, obiecywał, że jeżeli nie zostawię jego żony w spokoju to od dopilnuje, żebym już nigdy nie dostał żadnej porządnej pracy. Poza tym miałem wypadek, ktoś przeciął przewody hamulcowe w aucie, którym jeździłem, wiedziałem już, że to ostrzeżenie. Ostrzeżenie, że jeżeli nie zrobię czego żąda, stracę życie. Tego było już za wiele nie chciałem mieć z rodziną Forbesów nic wspólnego, odszedłem z pracy i jak widzicie założyłem rodzinę, niestety przewrotny los chciał, że niedawno straciłem kochaną żonę.
- Słyszeliśmy o tym, bardzo nam przykro. Przepraszam, że o to zapytam, ale może nam Pan powiedzieć, kiedy dokładnie zakończył się Pana związek z moją matką?
- Po dwóch latach, ale dlaczego o to pytasz dziecko?
- Niech Pan posłucha, całkiem niedawno dowiedziałam się, że w rzeczywistości nie jestem dzieckiem Johna Forbesa i od tamtej pory poszukuje swojego biologicznego ojca, ale jeżeli jest tak jak Pan mówi, to niemożliwe żeby Pan nim był, ponieważ urodziłam się dopiero w dziewięćdziesiątym trzecim roku.
- Powiem ci coś dziewczyno, kim by nie był twój ojciec, ciesz się, że nie jest nim John Forbes. Ludzie tacy jak on, nie zasługują nawet żeby na nich splunąć, a ty wydajesz się bardzo sympatyczna, a i ten młodzieniec widać, że bardzo cię kocha, skoro ci pomaga- pierwszy raz zostałem wciągnięty do rozmowy.- Poczekajcie ja was oboje kojarzę. W każdej gazecie o was pisali, a ty chłopcze podobno masz to nieszczęście być jego biologicznym synem, prawda?- pokiwałem potakująco.- Z tego co przeczytałem, ten człowiek strasznie potraktował twoją matkę, jednak dzięki wujostwu wyszedłeś na ludzi, usiłujesz zniszczyć Johna Forbesa, ale pamiętaj zemsta nigdy nie daje szczęścia, powoduję tylko cierpienie, a wy dwoje nie zasługujecie na to. Załóżcie swoją rodzinę i nauczcie własne dzieci szacunku i miłości do bliźniego, to zdrowsze i bezpieczniejsze.
Dobrze dziękujemy, że poświęcił nam Pan swój czas- podniosłem się i uścisnąłem jego dłoń. Caroline zrobiła to samo.- Życzymy Panu wszystkiego dobrego- odprowadził nas do drzwi.


***

Spodziewałam się, że nie dowiemy się niczego konkretnego, ale czułam małe rozczarowanie. Oczywiście miałabym niewyobrażalne szczęście, gdyby okazało się, że to ten mężczyzna jest moim ojcem, ale tak bardzo chciałam, żeby wszystko się wreszcie skończyło.
- Nie mówisz ani słowa odkąd wyszliśmy- zauważył Klaus, przyglądając mi się ukradkiem.- Nie martw się to nie koniec świata, mamy do sprawdzenia jeszcze dwóch innych facetów.- Obiecałem ci, że go znajdziemy i dotrzymam słowa, zobaczysz.
- Wiem, że to było mało prawdopodobne, żeby pierwszy facet okazał się tym właściwym, ale wiesz trzymałam się tej nadziei, nadziei, że w końcu przynajmniej jedna sprawa zakończy się dobrze.
- Nie zniechęcaj się tak szybko. Marcel zaraz napiszę do nas czy
możemy się spotkać z tym drugim, Enrique Moralesem. Dopijmy w spokoju swoją kawę i ruszamy dalej.
- Nie mogę tak siedzieć, oddawaj to- wyrwałam mu kubek z ręki i wsiedliśmy do samochodu.- Musimy coś zrobić, bo inaczej zwariuję.
- Co niby będziemy robić?
- Zobaczysz na pewno ci się spodoba- widząc jego szelmowski uśmiech wiedziałam na co liczył, jednak na razie zupełnie na to nie zasługiwał.


5 komentarzy:

  1. OMG!
    Pozostaje tylko czekać aż Klaus rzeczywiście zostawi Cami i będzie żył szczęśliwie z Caroline..
    Faceci są bardzo trudni do rozszyfrowania XDD
    Rozdział w dechę! XDD
    czekam na kolejny XDD
    Pozdrawiam

    A. ania

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham to opowiadanie, niech Klaus wreszcie zostawi Cami i będzie szczęśliwy z Caroline. Chociaż tutaj może znajdę ukojenie, bo to co zrobiła z nimi Plec to po prostu dramat. Dramat, dramat, dramat.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Bardzo mnie cieszy, że znalazłam wreszcie jakiegoś aktywnego bloga w 2018 roku :O Wcale nie było tak łatwo :'D
    Trafiłam tu przez spis opowiadań, chciałam powspominać trochę stare czasy, w których blogi były życiem i chlebem powszednim iiii... w jedną noc znów się dla mnie tym stały <3 Chyba zostanę na dłużej! Ba, na pewno zostanę na dłużej.
    Przeczytałam całego bloga w jeden wieczór, tak mnie wciągnęła historia. Bardzo podoba mi się też grafika bloga. Zarówno sam szablon jak również te wszystkie gify, które wplatasz tak subtelnie w rozdziały :)
    Czekam na rozdział 16! Pozdrawiam cieplutko :) :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawie ile tysięcy osób wchodzi na ten blog. Mnie to naprawdę bardzo interesuje.

    OdpowiedzUsuń