sobota, 24 listopada 2018

ROZDZIAŁ SZESNASTY

- Naprawdę Caroline? Chcesz mnie zmusić do udziału w paradach na cześć zmarłych, co  my tutaj robimy?- rozbawiła mnie jego zbolała mina.- Poważnie Caroline, chodźmy stąd, wczoraj i tak dałaś wystarczający popis, nie chce tego przeżywać ponownie, poza tym muszę się wreszcie wykąpać.
- Powiedzmy, że jak zrobisz coś dla mnie to dostaniesz nagrodę. NAGRODĘ, o której myślałeś wsiadając do samochodu- uśmiechnęłam się do niego kokieteryjnie.
- Nie zmienię zdania nawet jeżeli przekupujesz mnie seksem.
- No dalej Klaus, zabawmy się, przecież uwielbiasz sztukę! Możesz mi chociaż trochę po opowiadać- chwyciłam go pod ramię.
- Nigdy nie rozumiałaś sztuki, mówiłaś, że dla ciebie to zwykłe
bohomazy- zauważył to co rzeczywiście było prawdą.- W ogóle nie rozumiesz ani nie potrafisz odgadnąć intencji twórcy. Spójrz na ten obraz żółć, pomarańcz, czerwień wszystko intensywne, gwałtowne, to daje każdemu jasno do zrozumienia, co autor chce nam powiedzieć- spojrzałam na niego wyczekująco.- Widać, że tworzył ten obraz człowiek, którym miotają sprzeczne uczucia, miłość, nienawiść, cierpienie, radość i wściekłość.
- Skąd ty wiesz takie rzeczy? Chciałeś zostać artystą- rozbawiła mnie ta perspektywa.
- W młodości rzeczywiście myślałem, że będę chodził po ulicach i malował przechodniów, nawet brałem lekcję malarstwa, ale życie potoczyło się inaczej...
- Rodzice się na to nie zgodzili?
- Nie oni akurat zawsze dawali nam wybór, mama Esther sama jest producentką naturalnych perfum, więc u nas w domu zawsze było trochę dziwnie od tych wszystkich różnych zapachów, oni są bardzo wyrozumiali. Nie, kiedy skończyłem dwadzieścia dwa lata nawet dostałem się na wydział Nauki o Sztuce, ale potem...
- Ale potem, co?- zapytałam, kiedy tak nagle przerwał.
- Nie ważne, nie chce o tym rozmawiać. Chodźmy dalej, opowiem ci trochę o tradycjach związanych ze świętem zmarłych- jeszcze około dwóch godzin przechadzaliśmy się ulicami, a Klaus opowiadał, niektóre ciekawsze legendy związane z Nowym Orleanem, ale ja odnosiłam wrażenie, że jest jakiś zamknięty w sobie, markotny i podejrzewałam, że ma to związek z tym czego nie chciał mi powiedzieć.


***

Kiedy obudziłam się następnego dnia, zauważyłam, że Klaus jeszcze głęboko śpi. Dało mi to możliwość spokojnego przemyślenia wszystkiego co się wydarzyło w ostatnich dniach. Nie wiedziałam czy dobrze robię, ani co z nami będzie. Czy Klaus naprawdę się dla mnie rozwiedzie i czy mam prawo budować swoje szczęście na cudzym nieszczęściu, już nic nie wiedziałam. Jedyne czego pragnęłam to żyć chwilą i zapomnieć teraz o wszystkim.
- Nie poczekałaś na mnie?- usłyszałam jego zaspany głos.- Myślałem, że razem pójdziemy pod prysznic- pokręciłam tylko głową.
- Mowy nie ma, przeszkadzasz mi- uśmiechnął się do mnie leniwie.- Zbieraj się, dzwonił Marcel. Zjemy śniadanie i się zbieramy- bardzo powoli się podniósł.- Proszę cię Klaus, pospiesz się!
- Dobrze, już dobrze, spieszę się. Jednak byłoby mi zdecydowanie łatwiej, gdybyś nie paradowała przede mną w bieliźnie.
- Nie zachowuj się jak napalony szczeniak- roześmiałam się widząc jego zbolałą minę. Jednak na szczęście zaczął się ubierać i już po chwili usiedliśmy do śniadania.- Dzwoniłeś do domu?
- Jeżeli chodzi ci o Camille, nie jeszcze z nią nie rozmawiałem. Kiedy zasnęłaś wczoraj, zadzwoniłem do prawnika. Przygotuje pozew rozwodowy, nie chce żeby wywlekać nasze brudy w sądzie, więc postanowiłem, że zabezpieczę Camille przyszłość. Jesteśmy małżeństwem od ponad ośmiu lat, nie mógłby spojrzeć sobie w twarz, gdybym źle z nią postąpił.
- Masz rację i tak to co robimy jest wystarczająco złe. Klaus, ja czuję się z tym okropnie, jak tylko rozwiedziesz się z żoną, media zaczną doszukiwać się powodu. Dotrą do mnie i znów nie dadzą nam żyć, boję się. Poza tym, żadna kobieta nie zasługuje, żeby jakaś inna odbierała jej męża.
- Nie martw się, załatwię wszystko, poza tym jak tylko dostanę rozwód, nie pozwolę żebyś musiała się czegoś wstydzić, odczekamy trochę, a później weźmiemy ślub i zamkniemy usta wszystkim plotkarzom. Dobrze sobie radzę na rynku i ojciec jest bardzo szanowanym człowiekiem, więc nikt nie ośmieli się źle mówić o Pani Mikaelson- podobało mi się brzmienie tych słów, ale musiałam trochę ostudzić jego zapędy.
- Skąd wiesz, że zostanę twoją żoną? Najpierw przynieś mi swój wyrok rozwodowy, później padnij na kolana, a ja wspaniałomyślnie zastanowię się czy zasługujesz na tak wspaniałą żonę, jak ja.
- Cóż za skromność, droga Pani- chwycił mnie i posadził sobie na kolanach.- Wiesz, że kocham cię właśnie za to?- spojrzałam na niego zdziwiona.- Za wszystkie twoje dziwactwa, są dosłownie cudowne- był już bliski żeby całować mnie po szyi, ale niestety zadzwonił telefon.
- Zawsze wie jak zepsuć mi piękną chwile- powiedział widząc, że dzwoni Marcel.- Już wychodzimy, będziemy na dole za pięć minut.


***

- Wyglądasz na markotnego, Klaus czy coś się stało?- zapytał Marcel, kiedy razem z Caroline, jechaliśmy na spotkanie z Enrique Moralesem.- Nieważne facet czeka na nas w Bells prosił, żebym i ja był obecny ze względu na to, że was nie zna i nie czuję się komfortowo wracając do przeszłości, z tego też powodu nie zgodził się na spotkanie we własnym domu. Caroline, mam nadzieję, że moja obecność na tym spotkaniu nie jest dla ciebie problemem?
- Nie skądże znowu. O nim również przygotowałeś teczkę prawdy?
- "Teczkę prawdy"?- spojrzał na mnie pytająco, w nadziei, że mu wyjaśnię o co chodzi.
- Mnie nie pytaj, to pomysł Caroline.
- Niech będzie. Podobnie jak nasz poprzednik i ten wydaję się całkowicie zwyczajnym facetem. Powiedziałbym, że obaj są raczej nudni, nigdy nawet nie dostali mandatu, a co dopiero mówić o czymś podejrzanym, co mogłoby go w jakikolwiek sposób łączyć z Johnem Forbesem oczywiście poza romansem z jego żoną, a tak to facet z klasy robotniczej, żona, dzieci, uczciwy, tyle.
- A czy któryś z nich jest nieuczciwy?
- O Josephie Atayanie chodziły słuchy, że defraudował pieniądze i miał jakieś powiązania z grupami przestępczymi, ale nie mam jeszcze potwierdzenia tych rewelacji. Wykorzystałem moje kontakty w policji i mają nam przysłać wszystkie dokumenty związane ze sprawą jego zaginięcia. Jednak do tego czasu musimy się czymś zająć, więc najlepiej będzie jeżeli wrócimy do Los Angeles po rozmowie z Enrique i jakoś wypełnimy sobie czas oczekiwania- spojrzeliśmy na siebie z Caroline. Oboje cały czas myśleliśmy o moim spotkaniu z  Camille i o tym, że w końcu jakoś muszę jej powiedzieć o rozwodzie.- Słuchajcie to, kiedy wasz ślub? No nie patrzcie tak na mnie, co wy myślicie, że jestem ślepy, czy jak? Wystarczy na was spojrzeć i od razu widać, że między wami to, aż wióry lecą. 
- Lepiej już siedź cicho i chodź, jesteśmy na miejscu- musiałem jakoś uratować Caroline z tej niezręcznej sytuacji. Wysiedliśmy, a Marcel od razu udał się w kierunku bardzo wysokiego, przeraźliwie szczupłego, ale i przystojnego mężczyzny.
- Dzień dobry, to Caroline Forbes i Niklaus Mikaelson, mam nadzieję, że nie czeka Pan zbyt długo.
- Nie dopiero co sam przyszedłem- wszyscy usiedliśmy przy stoliku.-  Byłbym wdzięczny gdyby to spotkanie nie trwało zbyt długo, mam wiele rzeczy do zrobienia. Czy mogą mi Państwo wytłumaczyć o co chodzi. Nazywa się Pani Forbes, tak? Jak rozumiem chcecie porozmawiać o Johnie.
- Właściwie nie chodzi nam dokładnie o niego- zacząłem- raczej o jego żonę Elisabeth. Nie będę owijał w bawełnę Panie Morales, dotarliśmy do informacji o waszym romansie i o tym chcemy porozmawiać- facet o dziwo, w ogóle nie wyglądał na zaskoczonego.
- Posłuchajcie, to było wieki temu i w ogóle już mnie nie dotyczy więc nie wiem o czym mielibyśmy rozmawiać. Dawno udało mi się zapomnieć o tej przykrej sprawie i wolałbym sobie o tym nie przypominać.
- Rozumiem Panie Morales i jest mi niebywale przykro, że muszę o tym Panu przypominać, ale...- nagle przerwała najwyraźniej nie wiedząc co powiedzieć.- Chodzi o to, że niedawno dowiedziałam się, że nie jestem biologiczną córką Johna i teraz szukam swojego biologicznego ojca. 
- Więc o to wam chodzi, mogliście mówić od razu- zaskoczył nas całkowicie.- Nie jestem twoim ojcem, niestety, ale mogę ci opowiedzieć wiele ciekawych rzeczy o twojej matce, które mogą ci pomóc odnaleźć właściwego faceta- czekaliśmy, aż zacznie kontynuować.- Zacząłem prace u Johna już w czasie, kiedy spotykał się z twoją matką. Była naprawdę piękna miła, uczciwa w ogóle się nie wywyższała, co było zadziwiające biorąc pod uwagę status społeczny. Żyli wtedy jeszcze twoi dziadkowie i zauważyłem, że strasznie naciskają na twoją matkę, a było widać, że wcale nie chce zostać żoną Johna. Zaczęliśmy się spotykać, jak para szczeniaków. Wiedziałem, że igram z ogniem, ta kobieta miała zostać żoną człowieka, dzięki któremu zarabiałem na chleb, ale naprawdę to nie było nic zobowiązującego. Później poczułem, że ją kocham i chciałem żebyśmy razem uciekli i zaczęli nowe życie, bardzo się zdziwiłem kiedy nagle pewnego dnia powiedziała, że koniec z nami. Powiedziała, że nie jest gotowa na taki związek, że nie jest w stanie zrezygnować ze wszystkiego co dostaje od Johna. Byłem zdruzgotany, jednego dnia wyznaje mi miłość, a następnego odchodzi, nic nie rozumiałem. Próbowałem nawet porozmawiać z jej siostrą Josefine, ale ona nic nie wiedziała i miała niedługo wyjechać do Europy więc nie mogła mi pomóc. Powiedziała, że lepiej żebym raz na zawsze zapomniał o Liz i zaczął układać sobie życie z kimś innym, ale nie chciałem odpuszczać....
- Chwileczkę, powiedział Pan, że rozmawiał z jej siostrą, ale przecież mama nie ma siostry- sam też nie natrafiłem na żaden ślad jakiegoś rodzeństwa Liz Forbes.
- Nie dziwię się, że nic o niej nie wiesz, odkąd Liz tak bardzo się zmieniła, nie chciała nawet o niej wspominać, jej zdaniem Josie była zbyt miękka, gotowa na klepanie wiecznej biedy, to naprawdę zadziwiające, jak siostry bliźniaczki mogą się od siebie różnić. Jednak ja nie o tym chciałem ci powiedzieć. Po tym jak twoja matka ode mnie odeszła zacząłem węszyć. Zgadałem się nawet z księgowym twojego ojca Josephem Atayanem i dotarliśmy do niepokojących faktów. Jeżeli wydaję ci się, że John dorobił się fortuny na obrocie ropą naftową to jesteś w błędzie, dziewczyno. To zwykły kryminalista. Pranie brudnych pieniędzy, narkotyki i jeden Bóg raczy wiedzieć co jeszcze. Niestety, kiedy tylko John dowiedział się o tym, że zaczynam się interesować jego sprawami, natychmiast mnie zwolnił i dał jasno do zrozumienia, że jeżeli nie zostawię tego w spokoju może mi się stać krzywda. Odszedłem, ale interesowałem się jak dalej rozwiną się sprawy. Niestety wszyscy wiedzą jak to się skończyło, biedny Joe nagle zniknął bez żadnych wieści, co jasno wskazuję, że zbytnio zbliżył się do ciemnych interesów Johna Forbesa. Cieszę się, że mnie nie spotkało coś podobnego, wolałem o tym jak najszybciej zapomnieć i spójrzcie udało się i proszę was nie mieszajcie mnie więcej w te sprawy, mam rodzinę muszę o nią dbać.
- Dobrze Panie Morales, nie musi się Pan o nic martwić, od nas nikt nie dowie się co nam Pan powiedział- przerwałem przedłużającą się ciszę.- Dziękujemy bardzo- wstałem- do widzenia, życzę Panu powodzenia- uścisnąłem mu rękę, a Caroline i Marcel również wstali. Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy do samochodów.
- Klaus co my teraz zrobimy?- zapytała Caroline, kiedy jechaliśmy już do hotelu.- Rozumiesz moja rodzina ma więcej tajemnic niż mi się zdawało. Siostra bliźniaczka, dajcie spokój nawet o niej nie słyszałam, John kryminalista, to mnie nawet nie zaskoczyło.
- Mnie też nie, a teraz jedziemy do hotelu i wracamy do domu, do Los Angeles- zauważyłem, że wyraźnie posmutniała.- Caroline wiedziałaś, że prędzej czy później musimy wracać, a będzie lepiej jak załatwimy wszystko jak najszybciej. Poza tym zrobimy tak jak poradził Marcel, poczekamy na jakieś wiadomości od jego kontaktów w policji, a później najlepiej będzie, jak pojedziemy do Nowego Jorku i sami wszystko sprawdzimy. Zdziwiły mnie również wiadomości o twojej ciotce, trzeba ją odnaleźć, może będzie miała nam coś ciekawego do powiedzenia, kto wie może powie nam coś na temat Josepha Atayana.
- Myślisz, że on nie żyję?- zapytała o to co martwiło mnie chyba najbardziej.- Myślisz, że John Forbes jest w stanie zamordować kogoś, kto mu zagraża?
- Nie myśl o tym teraz, obiecuję ci, że odnajdziemy tego faceta nawet pod ziemią- chwyciła mnie za rękę, a był to tak miły gest, że zrobiło mi się ciepło na sercu.


4 komentarze:

  1. aaa mój Boże meeega!!! XDDDD

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja bardzo chciałbym żeby ten blog bardzo się rozwijał. Zawsze jestem zadowolony jak komuś się udaje.

    OdpowiedzUsuń