niedziela, 27 stycznia 2019

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Nowy Jork okazał się miastem jeszcze bardziej zatłoczonym i hałaśliwym od Los Angeles i Nowego Orleanu. Tak jak się spodziewałam, Klaus wynajął dla nas samochód i już po piętnastu minutach byliśmy w hotelu. Nie wiedziałam, czy dobrze robimy, ani czy mamy jakąś realną szansę na odnalezienie Josepha Atayana, a na dodatek Klaus nie kwapił się, żeby powiedzieć coś więcej na temat śladu, jaki rzekomo odnalazł Marcel. Nie była, szczególnie optymistycznie nastawiona do całej akcji, właściwie byłam raczej skłonna, dać sobie ze wszystkim spokój i pogodzić się z myślą, że nigdy nie dowiem się prawdy o moim ojcu.
- Wszystko w porządku?- z rozmyśleń wyrwał mnie głos Klausa.- Na co dzień buzia ci się nie zamyka, a teraz praktycznie cały czas milczysz. Powiedz, o czym tak myślisz?
- Klaus, może lepiej będzie zostawić, tą całą sprawę. Teraz kiedy mamy tyle rzeczy na głowie, co jeżeli tylko tracimy czas?- czułam, że muszę wyrzucić z siebie wszystkie swoje wątpliwości.- Ja po prostu nie dam rady, wytrzymać kolejnego rozczarowania. Chyba nadeszła pora pogodzenia się z rzeczywistością, nigdy go nie odnajdę. Poza tym, nawet nie braliśmy pod uwagę, co będzie jeżeli okaże się, że mimo tak intensywnych poszukiwań i odnalezienia, on nie jest moim ojcem i nie potrzebnie zaprzątaliśmy sobie głowy tym wszystkim.
- Caroline to w pełni zrozumiałe, że się boisz, ale skoro już tutaj jesteśmy, ty naprawdę chcesz zrezygnować?- doskonale wiedział, że to ostatnia rzecz, jaką chce zrobić, ale zwyczajnie strach mnie obleciał.- Przecież wiesz, że będę przy tobie- miał racje, czułam że muszę to zrobić, chociażby tylko po to, żeby móc w przyszłości spokojnie żyć.
- Powiesz mi wreszcie, co takiego znalazł Marcel? Skoro już postanowiłam dokończyć sprawę, to chyba nadeszła najwyższa pora, żebyś mi powiedział, co to za ślad?
- Masz rację, pamiętasz jak Marcel opowiadał, że Joseph Atayan cóż przed swoim zaginięciem zamieszkiwał w Nowym Jorku?- pokiwałam twierdząco głową.- Właśnie, wiedzieliśmy o tym, ale żadne z nas nie pomyślało, żeby sprawdzić, co się działo z jego mieszkaniem. Dopiero po naszych dwóch ostatnich porażkach, Marcel postanowił to sprawdzić- nagle poczułam napływającą nadzieję.- Okazało się, że przez wiele lat mieszkał tam Jason Michell razem ze swoją, żoną Rose. Marcel pochodził po sąsiadach i dowiedziała się, że to bardzo zgodne, kochające się małżeństwo, jednak w ostatnich czasach kobieta ciężko zachorowała i większość czasu Jason spędza w szpitalu przy niej. Oczywiście Marcel pokazał wszystkim zdjęcia Josepha Atayana, ale nikt nie był w stanie powiedzieć, czy widzieli go od czasu zaginięcia.
- Myślisz, że małżeństwo Michell może mieć z nim coś wspólnego?- jeżeli miałam być z nim szczera, ja nie szczególnie widziałam, jakiś związek.
- Może wyda ci się to mało prawdopodobne, ale jestem w stanie nawet pomyśleć, że to on- nie do wiary Klaus, którego zawsze miałam za najbardziej racjonalnego człowieka, jakiego znam zaczynał wygłaszać najdziwniejsze teorie, jakie w życiu słyszałam.- Pomyśl Caroline, człowiek nigdy nie znika bez śladu, po tylu takach poszukiwania, policja trafiłaby na jakiś ślad. Jeżeli natomiast nie można go znaleźć, oznacza to tylko tyle, że facet nie umarł.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie istnieje coś takiego, jak "znikanie bez śladu"? Proszę cię Klaus, sam dobrze wiesz, że jest wiele spraw, które nigdy nie zostały rozwiązane. Jednak skoro obaj tak bardzo się upieracie, możemy się z nim spotkać i zapytać, ale obiecaj mi, że jeżeli facet nie będzie potrafił nic powiedzieć na temat Josepha Atayana, to wrócimy do Los Angeles i raz na zawsze zamkniemy ten temat.
- Niech ci będzie, ale przynajmniej z nim porozmawiajmy- nie rozumiała dlaczego tak bardzo się upiera, przy swojej fantastycznej teorii, ale postanowiła, że udowodni mu, jak bardzo się myli.

***

Następny dzień był piękny, słoneczny, ale jednocześnie bardzo nerwowy. Sama nie rozumiałam dlaczego tak bardzo udzieliła mi się paranoja Klausa. Przyłapałam się na tym, że zastanawiam się nad tym, co powiedziałabym Josephowi Atayanowi, gdyby okazało się, że to rzeczywiście jest on. Caroline, ogarnij się, nie bądź głupia! Musiałam przywołać się do porządku.
- Jesteś gotowa, Marcel czeka- Klaus wyciągnął mnie z rozmyśleń, wchodząc do łazienki.- Powiem ci szczerze, jakoś dziwnie wyglądasz- bałam się, że ten wzrokowiec może zauważyć moje rozterki.
- Jasne, nie rozumiem tylko po co my właściwie tam idziemy- próbowałam za wszelką cenę, odwlec w czasie moment, spotkania z tym człowiekiem.- Może jeszcze zmienimy zdanie. 
- Nie bądź głupia, tylko chodź. Caroline przecież marzyłaś o tym, żeby poznać prawdę o swoim ojcu- pociągnął mnie w stronę drzwi, a później korytarzem.- Rozumiem, że nie zależy ci, żeby dowiedzieć się, co stało się w twojej rodzinie? Jeżeli tak, możesz nie iść, ale ja mimo wszystko pojadę tam z Marcelem. Nie chodzi już nawet o ciebie, to bardzo dziwna sprawa i nie zamierzam zostawiać jej w pół drogi. Poza tym, John Forbes jest jeszcze gorszym człowiekiem, niż początkowo myślałem, a twoja matka, no cóż nie powinno się jej nawet tak nazywać, oboje nie zasługują na to, żeby prowadzić spokojne, luksusowe życie, co doprowadza mnie do szału, więc nie spocznę dopóki nie doprowadzę ich do miejsca, w którym powinni być, czyli do więzienia.
- To część twojej zemsty, prawda?- natychmiast zauważyłam, że unika mojego spojrzenia.- Nie chodzi o mnie, tak? Ty po prostu zauważyłeś dla siebie idealną okazję do zniszczenia Johna Forbesa, nie wierzę- nagle zatrzymałam samochód.- Mów prawdę, to twoja zemsta?
- Caroline, co ty wyprawiasz?! Znasz chociaż trochę zasady ruchu drogowego? Zaraz spowodujesz, jakiś wypadek i już nigdzie nie dojedziemy! Widzisz coś złego w tym, że chce wreszcie zatrzymać człowieka, który wyrządził innym taką krzywdę? Nie wiem gdzie byłaś, w trakcie dwóch ostatnich spotkań z tymi mężczyznami w Nowym Orleanie. John Forbes, praktycznie zrujnował im życie, ze strachu musieli uciekać i zmieniać środowisko, w którym funkcjonowali przez lata. Oczywiście potrafię nawet zrozumieć, że sam był wściekły, kiedy dowiadywał się, że to kochankowie jego kobiety, ale czy to uprawniało go do tego, żeby ich niszczyć. Spójrz minęło tyle lat, a ci faceci nie chcą tego wspominać, ani mówić o tym głośno. W ogóle cię to nie obchodzi? Jak możesz być tak nieczuła?
- Ja jestem nieczuła?- miałam wrażenie, że Klaus uderzył mnie w twarz.- Latami żyłam z tymi ludźmi! Ja nie ty! Wiem jakimi osobami są! Mogę ci powiedzieć jedynie tyle, że tak jak Liz Forbes była potworną kobietą, bez uczuciową, surową i apodyktyczną, tak John okazał mi wiele z ojcowskiej miłości. W swoim dzieciństwie pamiętam praktycznie tylko jego, nie potrafiłam przez bardzo długi czas sobie uświadomić ogromu okropności, jakich się dopuścił. Nie zrozumiesz nigdy tego co przeżywałam, kiedy ty byłeś zajęty swoją zemsta, jakie wtedy targały mną uczucia, więc lepiej już nic nie mów.

***

Podjechaliśmy pod The Mount Sinai Hospital, Caroline od czasu naszej sprzeczki w ogóle ze mną nie rozmawiała. Szczerze nie rozumiałem dlaczego zachowuje się jak dziecko. Starałem się tłumaczyć sobie, że to wszystko wina napięcia ostatnich kilku dni, ale za nic nie potrafiłem znaleźć jakiegoś wytłumaczenia dla jej nagłych zmian nastrojów i tego, że powoli rezygnowała z okazji poznania prawdy o sobie. 
- Tym razem wspólnie z Marcelem postanowiliśmy nie informować Jasona Michella o tym, że chcemy z nim porozmawiać- miałem wrażenie, że w ogóle nie zwróciła na to uwagi.- Dostałem wiadomość, że teraz siedzi spokojnie w kawiarence szpitalnej, możemy do niego podejść.
- Jakie to dla mężczyzn typowe- wiedziałem, że nadchodzi jeden z tych umoralniających ataków.- Rozmawiają o sprawach kobiet, ale to do nich należy zawsze ostatnie słowo- puściłem to mimo uszu.
- Przestaniesz wreszcie? Przez ostatnie kilka dni doprowadzasz mnie do szału, zachowujesz się jak mała rozkapryszona dziewucha, której ktoś ośmielił się zabrać jedną z zabawek.
- Skoro tak uważasz, możesz spadać! Sam zachowujesz się jak Pan i władca, nie myśląc zupełnie o innych!- nie wiedziałem, jak zareagować.- Dlaczego nie idziesz? Dobrze, skoro ty nie chcesz, ja pójdę, a ty rób co chcesz!- odwróciła się i pobiegła ulicą, zupełnie nie zwracając uwagi na to, co mieliśmy zrobić. Postanowiłem, że ja pójdę do Marcela i Jasona Michella.
- Cześć Klaus, gdzie Caroline?- nie chciałem wdawać się w szczegóły, więc ograniczyłem się tylko do powiedzenia, że nagle poczuła się gorzej. Marcel bez zastrzeżeń przyjął to wytłumaczeniem i pokazał mi mężczyznę siedzącego przy kawie. Powoli do niego podeszliśmy.
- Dzień dobry nazywam się Niklaus Mikaelson, czy mam przyjemność z Panem Jasonem Michellem?- mężczyzna pokiwał twierdząco głową, przyglądając się nam podejrzliwie.- Pan wybaczy, to Marcel Gerard mój przyjaciel, czy moglibyśmy się do Pana dosiąść?
- Oczywiście, jednak nie rozumiem po co mnie Panowie szukają?- miał bardzo przyjemny głos, trochę ochrypły, ale jednocześnie wzbudzał zaufanie.- Panowie wybaczą, że o to po proszę, ale czy możecie od razu przejść do rzeczy, moja żona leży na intensywnej terapii i nie chce zostawiać jej długo samej.
- Rozumiemy oczywiście, jednak sam nie wiem od czego zacząć. Właściwie powinna być z nami jeszcze jedna osoba i to o nią chodzi. Wspólnie szukamy pewnego człowieka, Josepha Atayana, zajmuję Pan z żoną, jego mieszkanie- ledwie dostrzegalnie zmienił się wyraz jego twarzy.- Może wytłumaczę, Joseph Atayan to człowiek, który może nam pomóc w zrozumieniu wielu rzeczy. Mianowicie miał pewne kontakty z Johnem Forbesem. Nie chce żeby Pan mnie źle zrozumiał, to osobista sprawa, ale jest pewna kobieta, córka Forbesów, ona szuka swojego biologicznego ojca, ma na imię Caroline- na dźwięk jej imienia twarz mu stężała.- Myślimy, że Joseph Atayan może mieć, jakieś informację na ten temat.
- Co ja mogę mieć z tym wszystkim wspólnego, nigdy nie słyszałem ani nazwiska Atayan, ani Forbes. Przyjechaliśmy z żoną z Florydy. Dowiedzieliśmy się, że ktoś przez agencję sprzedaje mieszkanie po niewielkiej cenie, więc skorzystaliśmy z okazji, to wszystko.
- Dobrze, w takim razie wybaczy Pan, że niepokoiliśmy- Marcel spojrzał na mnie zaskoczony.- Życzę zdrowia Pańskiej żonie, dziękujemy za rozmowę, do widzenia- podnieśliśmy się. Poczekaliśmy, aż odejdzie.
- Klaus dlaczego....
- Chodź- poszliśmy za Jasonem na intensywną terapię. Przyglądaliśmy się, jak krótko rozmawia z lekarzem, a później podchodzi do szyba patrząc na salę. Nie mogłem się powstrzymać, musiałem zobaczyć leżącą tam kobietę. Podkradliśmy się za niego. Nie mogłem uwierzyć w to kogo zobaczyłem na tym szpitalnym łóżku.

______________________________________________________________
Hejka, zapraszam na kolejny rozdział, powoli dochodzimy do końca tej historii, mam nadzieję, że wam się podoba KOMENTUJCIE. Do następnego!

1 komentarz: