niedziela, 10 lutego 2019

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

- Caroline, Caroline do diabła gdzie jesteś?- wszedłem do naszego pokoju, ale jej w nim nie było, podszedłem do drzwi łazienki.- Caroline, jesteś tam?- złapałem za klamkę, ustąpiły.- Co tutaj robisz?- dziwnie podskoczyła i spojrzała na mnie załzawionymi oczami.- Wszystko w porządku? Słuchaj Caroline, wiem że ostatnio nie jest najlepszy czas w naszym życiu, że masz prawo się na mnie wściekać, ale proszę cię wysłuchaj mnie przez chwile- nie było z jej strony, żadnej reakcji, zaniepokoiłem się.- Caroline, powiesz cokolwiek?
- Wszystko w porządku, słucham cię- jej twarz nabrała odrobiny normalnego koloru.- Jesteś niezwykle podekscytowany, co się stało?
- Jason Michell, Caroline nawet nie wyobrażasz sobie kim on jest!- nagle się zaciekawiła.- Po naszej
małej sprzeczce, postanowiłem, że mimo wszystko pójdziemy razem z Marcelem poznać tego człowieka, nie powiedział nam zbyt wiele, właściwie stwierdził tylko, że nie wie kim jest Joseph Atayan, ani John Forbes. Nie chcieliśmy naciskać, więc podziękowaliśmy i on sobie poszedł. Postanowiłem, że musimy zobaczyć jego żonę i nigdy nie zgadniesz kogo zobaczyłem na tym szpitalnym łóżku. Caroline, odnaleźliśmy twoją ciotkę Josefine!- wytrzeszczyła oczy.-Mówię poważnie, znaleźliśmy ją, Caroline! Ukrywała się przez wszystkie te lata pod swoim fałszywym nazwiskiem. Jason obiecał, że spotkamy się w szpitalu za dwie godziny i wtedy wspólnie z żoną wszystko nam wyjaśnią, ale poprosił żebyś i ty była przy tym obecna.
- Chcesz powiedzieć, że szukając Josepha Atayan, całkowicie przypadkowo, natrafiliśmy na moją ciotkę? Klaus to nie może być zwykły zbieg okoliczności, po prostu nie może!- wreszcie w jej oczach zobaczyłem znajomą iskrę, iskrę którą tak bardzo kochałem, upór, determinację i nadzieję.- Chodźmy tam natychmiast!- wymaszerowała z pokoju tak pewnie i szybko, że strach było się jej przeciwstawić, ucieszyłem się idąc za nią. Jednak moją radość przyćmił dźwięk telefonu.
- Camille, prosiłem żebyś do mnie nie dzwoniła- nie byłem w nastroju słuchać jej wyrzutów.
- Wiem, wiem twoja nowa dziewczyna będzie zazdrosna, ale nie w tym rzecz. Uwierz mi wcale nie odczuwam przyjemności z dzwonienia do Ciebie, kiedy wiem, że się z nią prowadzasz, Jednak dzisiaj stało się coś złego, twój ojciec przeszedł kolejny zawał, jest w szpitalu- nagle poczułem, jak całe powietrze ucieka mi z płuc.- Żyję, ale twoja matka jest w strasznym stanie, potrzebuje cię teraz twoja rodzina, ale rozumiem, że jesteś zajęty ważniejszymi sprawami.
- Nie wygłaszaj teraz takich bredni! Jesteś z moją matką, daj mi ją, chce porozmawiać!- widziałem, że Caroline zaczyna dziwnie mi się przyglądać, ale musiałem dowiedzieć się, co się dzieje z moim ojcem, teraz ona musiała mi wybaczyć.
- Niestety nie ma jej tutaj. Pojechała już do szpitala razem z Elijah'ą, ale prosiła żebym z tobą porozmawiała, teraz też tam pojadę. Jeżeli będziesz chciał zaszczycić nas swoją obecnością, to będziemy w klinice Michaela.
- Poczekaj Camille!- zauważyłem, że Caroline się zaniepokoiła.- Powiedz mamie, że za dwie godziny będę miał samolot i jeszcze dzisiaj będę w domu, obiecuje- powiedziałem zanim się rozłączyła. Ojciec przeżył kolejny zawał, matko zanim tam przyjadę może nawet umrzeć, a mnie tam przy nim nie będzie. Przyspieszyłem kroku i dogoniłem Caroline.
- Posłuchaj, musimy porozmawiać. Dzwoniła Camille, powiedziała że ojciec przeszedł kolejny zawał. Obiecałem, że za dwie godziny mam samolot i jeszcze dzisiaj będę w Los Angeles, więc pozwolisz, że zostawię cię z Marcelem po tym spotkaniu i natychmiast wrócę do domu, muszę być przy matce, zrozum.
- Oczywiście, rodzina cię potrzebuje, rozumiem wszystko. Jeżeli chcesz mogę sama pojechać do Jasona i Marcela, moim zdaniem nie powinieneś czekać- uwielbiałem ją za tą wyrozumiałość, ale teraz rzeczywiście nie potrafiłem myśleć o niczym innym, jak o ojcu.
- Caroline wiem, że powinienem być przy tobie w tak ważnym momencie twojego życia, ale ja naprawdę nie potrafię myśleć o niczym innym, jak o mojej rodzinie tam w Los Angeles. Dziękuje ci za twoją wyrozumiałość, kocham cię- pocałowałem ją przelotnie i chwile później biegnąc do samochodu, wybierałem już numer Elijah'y.

***

Przyglądałam się jak Klaus biegnie do drzwi hotelowych i doskonale rozumiałam dlaczego to robi, ale jednocześnie czułam, jakiś żal i smutek, jakby miało mnie spotkać coś złego bez niego. Wiedziałam, że to najgłupsze co mogłoby mi przyjść do głowy, teraz kiedy wreszcie wychodziliśmy na prostą i mieliśmy odnaleźć szczęście, ale cały czas miałam przed oczami to, że to Camille będzie przy nim w tak ciężkim dla niego momencie, kiedy on z kolei zawsze był przy mnie. Musiałam wziąć się w garść, odetchnęłam głęboko i chwile później jechałam już do szpitala. Nigdy nie lubiłam tych szpitalnych korytarzy, drażnił mnie zapach i wszechobecne przygnębienie, odnosiłam wrażenie jakbym cała się w sobie kurczyła, to nie było przyjemne.
- Caroline, Caroline!- odwróciłam się w stronę wołania, biegł do mnie Marcel.- Miło cię widzieć Caroline, ale gdzie jest Klaus?- rozejrzał się szukając go.
- Niestety musiał pilnie lecieć do Los Angeles, jego ojciec miał kolejny zawał- zauważyłam, że Marcel również się zmartwił.- Mam nadzieję, że nic mu jednak nie będzie, a teraz lepiej powiedz, gdzie jest Jason Michell?- Marcel poprowadził mnie na oddział onkologii, na który przenieśli żonę tego człowieka i wskazał na pokój numer pięć. Siedział w nim starszy, posiwiały mężczyzna, trzymając za rękę kobietę, która mimo że wyglądała na chorą, uśmiechała się do niego. Miała blond włosy, niebieskie oczy, w których odbijała się miłość, a była przy tym prawie idealnym odbiciem Liz Forbes, jej matki. 
Nie wiedziałam czy powinnam im przerywać tą, jak mi się wydawało intymną scenę, ale delikatnie zapukałam do niezamkniętych drzwi. Oboje spojrzeli w moją stronę z zaciekawieniem.
- Przepraszam Państwa bardzo, nazywam się się Caroline Forbes. Wczoraj rozmawiał Pan z Marcelem Gerardem i moim, to znaczy z Niklausem Mikaelsonem- przerwałam nie wiedząc, co dalej powiedzieć.- Prosił Pan, żebyśmy dzisiaj ze sobą porozmawiali.
- Tak oczywiście, proszę wejść- zauważyłam, że jakoś dziwnie się mi przyglądają.- Czekaliśmy na Panią, wspólnie z małżonką- zaprosił mnie gestem i podstawił krzesło.- Niestety spotykamy się w niezbyt sprzyjających warunkach- teraz ja zaczęłam im się uważnie przyglądać. Rose Michell, mimo że była siostrą bliźniaczką mojej matki w niczym jej nie przypominała. Jej twarz wyraźnie naznaczona cierpieniem, nie wyrażała żadnych innych uczuć poza miłością, sympatią i zainteresowaniem, to było zupełnie odmienne i nieznane dla Liz. Natomiast jej mąż Jason, jego uczuć nie potrafiłam odgadnąć, było w jego spojrzeniu coś, coś ojcowskiego? Nie byłam pewna.
- Rozumiem przepraszam, że Państwa niepokoję, ale Niklaus przekazał mi, że chcą Państwo porozmawiać- co właściwie powinnam powiedzieć dalej?- Jednak jeżeli to nieodpowiedni moment, to ja....
- Nie, nie, kiedy Jasona zaczepił ten mężczyzna Niklaus Mikaelson, wiedzieliśmy, że teraz nadeszła odpowiednia pora, aby o wszystkim wreszcie opowiedzieć- pierwszy raz usłyszałam głos swojej ciotki.- Właściwie już od ponad dwudziestu lat, czekaliśmy, aż nadejdzie taki dzień, czekaliśmy na ciebie.
- Na mnie? Ale dlaczego? Przecież jest Pani siostrą mojej matki. Owszem nigdy o Pani nie słyszałam, u nas w domu nie wspominało się nawet o tym, że matka ma siostrę. Jednak to dziwne, że Pani mąż utrzymuję, że nie zna Josepha Atayana, kiedy według znanych mi okoliczności nie mogła go Pani nie znać.
- Josefine doskonale zna Josepha Atayana- wtrącił się Jason.- Ja również go znam, a właściwie to chyba znałem- już nic z tego wszystkiego nie rozumiałam.- Joseph Atayan od lat już nie istnieje, zniknął po tym, jak narodził się Jason Michell- nie wierzyłam własnym uszom.- Tak Caroline, ponad dwadzieścia lat temu zmieniłem tożsamość.
- Poczekaj chwile Caroline- poprosiła Rose, widząc, że chce o coś zapytać.- Wszystko ci wyjaśnimy, jednak musisz dać nam szansę.- Posłuchaj wszystko zaczęło się od spotkania Liz  z Johnem Forbesem dwadzieścia sześć lat temu. Początkowo była nim oczarowana, młody, przystojny i czarujący, wydawało jej się, że chwyciła Pana Boga za nogi. Niebawem jednak zauważyłam, że zaczęła się dziwnie zachowywać i już wiedziałam, że coś jest nie tak. Zorientowałam się, że jest w jej życiu jakiś inny mężczyzna.....
- Przestań już! Mam tego dość! Prawie dwadzieścia pięć lat czekaliśmy na to, żeby móc z nią porozmawiać, a ty w dalszym ciągu ją oszukujesz, powiedz jej prawdę!- nie rozumiałam tego wybuchu, ale zauważyłam, że Rose daję mężowi ostrzegawcze sygnały.- Dobrze skoro ty nie potrafisz, to ja to zrobię. Caroline, posłuchaj wyjaśnijmy sobie na początek coś, skoro już wiesz kim
jestem ja to nadeszła pora, abyś poznała prawdę na temat kobiety, którą widzisz na tym łóżku. Ona jest prawdziwą Liz Forbes- nie teraz już wiedziałam, że oboje postradali rozum.
- Nie powinniśmy jej tego robić, nie teraz. Widać, że nie była zupełnie przygotowana na takie informację- chwyciła mnie za dłoń.- Caroline posłuchaj, to wszystko to bardzo długa historia i jeżeli nadal chcesz poznać prawdę, to jesteśmy gotowi ci opowiedzieć, ale proszę cię spróbuj nas zrozumieć.
- Przypuśćmy, że wam pozwalam, o co w tym wszystkim właściwie chodzi, już nic nie rozumiem. Skoro to Pani nazywa się Liz Forbes to, kim jest kobieta, która przez te wszystkie lata zajmowała się mną?- słowo "zajmowała się" było zbyt na wyrost, ale nie chciałam na razie o tym wspominać.
- Wiesz już, że byłyśmy we dwie, ja i Josefine. Poznałam Johna w szkole średniej i wtedy rzeczywiście wydawało mi się, że jest wszystkim czego mi w życiu potrzeba. Nie mogę powiedzieć, że na początku o mnie nie dbał, był bardzo szarmancki i wydawało mi się, że możemy spędzić ze sobą życie, jednak nie minęło za dużo czasu, a zaczął się zmieniać. Zrobił się bardzo zaborczy, każdego mężczyznę jaki na mnie spojrzał traktował, jak potencjalnego kochanka i zawsze za to dostawałam. Nigdy nie bił tak, żeby było widać, o nie nie mógł sobie pozwolić, chociażby na cień skandalu. Zmusił mnie nawet do tego, żebym znosiła jego romans ze sprzątaczką, muszę przyznać jednak, że to dało mi pewnego rodzaju wolność. Skupiał się na niej, a ja mogłam spróbować szukać pomocy u innych. Przypuszczam, że odnalazłaś również Enrique i Filippe- machinalnie pokiwałam głową.- Początkowo wyobrażałam sobie, że będę mogła od niego odejść, ale za każdym razem dowiadywał się i niszczył tych mężczyzn do czasu, kiedy spotkałam Josepha Atayana.
- Zostałem księgowym w firmie Johna- wtrącił Joseph, właściwie przejmując opowieść.- W ciągu kilku tygodni zauważyłem pewne nieprawidłowości w działaniach firmy, a kiedy zacząłem przeszukiwać dokumenty, natknąłem się na ślady handlu narkotykami, bronią, a nawet żywym towarem i natychmiast pojąłem, że jego wizerunek potentata naftowego to zwykła fikcja. Jednak nie mogłem pozwolić sobie na oskarżenia, była jeszcze Liz i ty nie chciałem was porzucać, miałem rodzinę, o której zawsze marzyłem. Robiłem wszystko żeby doprowadzić do upadku Johna Forbesa i uwolnienia was od tego człowieka, jednak on okazał się bardziej przebiegły niż kiedykolwiek myślałem. Dowiedział się o mnie, Liz o tym, że jesteś moim dzieckiem, jak również o tym co robiłem, że szukałem na niego dowodów. Wyrzucił mnie z pracy, grożąc, że mnie zniszczy. Krótko po tym, pozbył się z domu Liz i zabrał ciebie. Twoi dziadkowie wypieli się na córkę uznając, że nie jest warta ich zainteresowania, zabrałem ją więc ze sobą do Nowego Jorku. Chyba możesz się domyślić, że nie mieliśmy spokojnego życia, tuż przed tym, jak mnie wyrzucił, udało mi się skopiować wszystkie dokumenty świadczące o jego przekrętach. Nie wiem, jak ale musiał do tego dojść, ponieważ kilka tygodni po naszej przeprowadzce moje mieszkanie zaczęli obserwować jacyś podejrzani faceci. Zorganizowałem dla nas nowe tożsamości, przebrania, wiedziałem już, że musimy uciekać, jeżeli chcemy ratować życie i właśnie tak zrobiliśmy. Kilka lat tułaliśmy się po Stanach, żeby tylko nikt nas nie odnalazł, aż upewniliśmy się, że możemy wrócić. W między czasie zobaczyliśmy, jak Josefine zajmuje miejsce Liz przy boku Johna, zaczęła ją udawać, więc wiedzieliśmy, że jesteśmy bezpieczni.
- Caroline musisz wiedzieć, że moja siostra zawsze zazdrościła mi takiego mężczyzny. Ona i rodzice cały czas mi powtarzali, że powinnam być wdzięczna, że taki ktoś, jak on na mnie spojrzał, a to, że od czasu do czasu mi przyłoży to wcale nie znaczy, że sobie nie zasłużyłam- nagle ogarnęło mnie przygnębienie, złość, a jednocześnie dojmujący smutek. Tęsknota za tym co straciłam, za rodziną jaką mogłam mieć, za miłością matki i ojca, za życiem. Patrzyłam na moich prawdziwych rodziców, na prawdziwą Liz, kobietę którą mąż uważał za własność, która musiała znosić upokorzenie i w końcu uciekła z domu, której para potwornych osób wyrwała z ramion małe dziecko, mnie oraz na Josepha Atayana, mojego biologicznego ojca, mężczyznę, którego w ciągu ostatnich kilku tygodni tak desperacko szukałam, a który dla ukochanej kobiety przewrócił całe swoje życie. Nie mogłam tak tego zostawić, nie mogłam zostawić ani swojego smutku, ani ich cierpienia. Zadziwiające, ale dopiero teraz siedząc tak przed nimi, na tym szpitalnym krześle, w pełni zrozumiałam, co kierowało Klausem, kiedy mścił się na Johnie Forbesie.
- Powieliście, że macie dokumenty na dowód tego, że John Forbes wiele lat, dopuszczał się działalności przestępczej. Muszę mieć je wszystkie.

***

- Mamo, Elijah, jestem!- podbiegłem do mamy i brata siedzących na korytarzu.- Powiedzcie co z nim, jakie są rokowania?- Esther była najsilniejszą kobietą, jaką znałem w życiu, a teraz wyglądała, jakby miała się za chwilę rozsypać na milion kawałków. Elijah dał mi sygnał, żebyśmy odeszli trochę dalej.- Braciszku, co z ojcem?- zapytałem, widząc, że ani mama, ani Camille czy Rebekah na nas nie patrzą.
- Nie jest dobrze Klaus, serce ojca już od wielu lat nie funkcjonowało tak, jak powinno. Wiem, wiem przed wszystkimi udawał, że wszystko z nim w porządku, mogę nawet powiedzieć, że mama nic dokładnie nie wiedziała, ale lekarz mówi, że się nie oszczędzał. Jeżeli przetrwa najbliższe godziny, a potem noc będzie żył, ale musimy być silni dla mamy i dziewczyn- spojrzałem za siebie i nagle zobaczyłem coś, czego nie widziałem od wielu lat. Camille rzeczywiście wyglądała na wstrząśniętą i od tak wielu miesięcy była całkiem przytomna.
- Camille mówiła coś o tym, że musi z Tobą porozmawiać. Słyszałem od mamy, że podpisaliście papiery rozwodowe, przypuszczam, że robisz to dla Caroline? Jeżeli mam być szczery, straciłem już nadzieję, że kiedyś postanowisz ściągnąć ze swoich ramion ten wielki ciężar i wstyd mi o to powiedzieć, ale bardzo się cieszę, że wreszcie nauczycie się żyć osobno. Nie musisz się o nią martwić Klaus, jeżeli to nią nie wstrząśnie to my wszyscy jesteśmy gotowi jej pomóc, ale ty teraz potrzebujesz odpoczynku i odrobiny szczęścia.
- Dziękuje braciszku, nie tylko za te słowa, ale również za to, że zawsze przy mnie byłeś i nie pozwoliłeś, żebym całkowicie się w tym wszystkim zatracił- całe moje życie Elijah poświęcał się dla rodziny, zapominając o sobie i swoich potrzebach, a skąd brał taką siłę, nigdy nie wiedziałem.
- Zawsze do usług braciszku i pamiętaj, właśnie po to mamy rodzinę, żeby nas łapała, kiedy zapominamy, jak się pływa i zaczynamy tonąć.
- Klaus możemy porozmawiać?- ostatnie na co miałem teraz ochotę to kłótnie z Camille, bo to, że będzie mi robiła wyrzuty to byłem niemal pewien. Jednak powinna wiedzieć, że nie jest to najlepsze pomysł, ale czy ona kiedykolwiek wiedziała, jak zachowywać się w takich sytuacjach, oczywiście nie, byliśmy jedyną rodziną jaką miała, a do tego zawsze jej pobłażaliśmy. Elijah taktownie odszedł.
- Klaus posłuchaj, wiem że to może nieodpowiedni moment, ale chciałam porozmawiać, zanim wrócisz do Nowego Jorku, do tej swojej dziewczyny Caroline- no tak, zupełnie tak jak się tego spodziewałem, kolejne oskarżenia
- Camille jeżeli zamierzasz teraz robić mi jakieś wyrzuty, tylko dlatego, że miałem już dość życia z Tobą, to naprawdę trafiłaś na zły moment. Wydawało mi się, że wszystko zostało odpowiednio ustalone wspólnie z naszymi prawnikami, więc jeżeli teraz już po podpisaniu czujesz się pokrzywdzona, to już nie mój problem. Poza tym, te osiem lat, które ci poświęciłem to chyba wystarczający czas, żebyś nauczyła się żyć samodzielnie. Nie masz prawa, żądać czegoś więcej.
- Możesz na chwilę się zamknąć i mnie posłuchać? Rzeczywiście nie mogę zaprzeczyć, że jesteś naprawdę porządnym mężem, patrząc na to, jaką byłam dla ciebie żoną przez większą część naszego małżeństwa. Możesz wierzyć lub nie, ale ja już nic od ciebie nie chce. Właściwie to może być nasza ostatnia rozmowa i muszę przyznać, że zastanawiałam się nawet czy powinniśmy w ogóle ze sobą rozmawiać, ale uznałam, że okazałabym ci brak szacunku- byłem już lekko znudzony odgrywaniem przez nią porządnej kobiety, bo to że poszła na odwyk i od paru miesięcy nie brała, wcale nie znaczyło, że się zmieniła, ale to co powiedziała, spowodowało, że nogi się pode mną ugięły. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz