czwartek, 7 maja 2020

ROZDZIAŁ TRZECI

Padłam na kanapę wykończona. Dziewczyny spojrzały na mnie ze współczuciem. Wszystkie trzy siedziałyśmy w moim starym nowojorskim mieszkaniu. Od pięciu lat, robiłyśmy to nieprzerwanie co dwa tygodnie. Miałam wrażenie, że gdyby nie to, oszalała bym. Mimo, że kochałam swoją pracę, a moje dziewczynki były prawdziwą radością mojego życia, to czasami czułam, że wszystko wokół, mnie przytłacza. 
- Co się stało?- powiedziała troskliwie Bonnie. Przyjrzałam się przyjaciółce. Bonnie, nie wiele się zmieniła przez ostatnie lata. Odrobinę przytyła po urodzeniu swojego upragnionego synka, ale jej twarz nadal była bardzo młodzieńcza, a oczy błyszczały, pełne miłości do Kola. Nadal byli w sobie niepoprawnie zakochani, a Kol mógłby wystawić dla Bonnie pomnik. Jednak otrząsnęłam się z zamyślenia i odpowiedziałam.
- Mam po prostu ciężki czas. Wiecie odkąd mój ostatni pokaz okazał się takim sukcesem, mam już zaplanowane kolejne dwa, a dzisiaj miałam tak ciężki dzień w szwalni, że zastanawiam się czy damy radę na czas.
- Zawsze tak mówisz, a później twoje pokazy okazują się niezaprzeczalnymi sukcesami- kochana Bonnie.- Poza tym, zaraz pojedziesz do domu, ucałujesz swoje dziewczynki, a Tyler pomoże ci pozbyć się napięcia.    
- Daj spokój- zasępiłam się.- Mogę się założyć, że Tyler wróci dzisiaj do domu w koszmarnym humorze. Wypiję kilka piw i jak codziennie położy się spać. Wiesz przecież, że od jakiegoś pół roku zapomniał nawet, że istnieje. Oczywiście potrafi być niezwykle miły, wtedy kiedy, sam czegoś chce, ale przywykłam, że raczej nie robi niczego bezinteresownie.
- Caroline, wiem że na początku był dla Ciebie niezwykle miły, wspierał cię, ale nigdy za nim nie przepadałam- powiedziała rzeczowo Elena.- Niby z niego taki kochający z niego ojciec i mąż, założę się, że tak naprawdę wszystkie kobiety myślą, że złapałaś Pana Boga za nogi, ale jak dla mnie to zwykły buc i wywyższający się dupek.
- Eleno!- ofuknęła ją Bonnie.- Powinnyśmy wspierać Caroline w trudnościach, a nie oceniać jakim to człowiekiem nie jest Tyler.
- Zawsze go bronisz, uważasz, że skoro on zajął się Caroline, wiedząc co działo się w przeszłości, to powinniśmy go niemal całować po stopach, ale moim zdaniem po prostu powinna się z nim rozwieść i przestać odgrywać tą szopkę z "idealną" rodziną. Dopóki dziewczynki są małe, nie przeżyją tego szczególnie mocno.
Dziewczyny zaczęły się spierać, a ja pozwoliłam im na to, pogrążona we własnych myślach. Rozumiałam je obie, Bonnie nie chciała się wtrącać w cudze życie, w końcu jej związek z Kolem sam się rozwinął, a Elena zawsze mówiła mi co myśli i jak to wszystko widzi. Zastanawiałam się, jak ona i Damon ze sobą wytrzymują i do tego doczekali się już swojej trójki dzieciaków. Jak to powtarzał Damon ze śmiechem, w ich domu zawsze trzęsie się podłoga od tych ciągłych wrzasków.
- Kilka tygodni temu spotkałam Klausa- w pomieszczeniu nagle zrobiło się tak cicho, że dosłownie tą ciszę można by było kroić nożem.- Wpadliśmy na siebie na ulic, pogratulował mi pokazu i sobie poszedł- dodałam szybko, żeby rozwiać ich wątpliwości.
- I? Co poczułaś? Przyspieszone bicie serca? Motylki w brzuchu?
- Eleno, przecież wiesz jak skończyła się nasza historia. Nie ma ani przyspieszonego bicia serca, ani motylków w brzuchu, została tylko pustka. Poza tym, Klaus patrzył na mnie w taki sposób, jakbyśmy nigdy się nie znali, to mnie upewniło w tym, że podjęliśmy właściwą decyzję. Kto wie, gdzie bylibyśmy teraz, może już i tak byśmy się rozstali.
- Może to byłoby najlepsze co cię w życiu spotkało- Elena podniosła ręce w obronnym geście.- No, co? Moim zdaniem, lepiej spędzić z kimś kilka miesięcy pełnych pasji i namiętności, niż pięć lat z największym nudziarzem, jakiego spotkasz w życiu.
- Zapominasz o jednym ważnym szczególe, Klaus sam zdecydował, że nie chce ze mną być i wraca do żony. Na marginesie w ogóle mnie to nie dziwi, przecież była w ciąży, a ja cóż byłam tylko miłym wspomnieniem sprzed lat.
- Przestań, wszyscy wiedzą, że Camille zatrzymała go na tą ciąże, a tak naprawdę nawet nikt nie może być pewien, czy Hope jest jego córką. Poza tym gdybyś podchodziła do tego tak jak mówisz, przez ostatnie pięć lat nie unikałabyś go jak ognia. Jeżeli o mnie chodzi, zadziwiające jest to, że ilekroć od siebie uciekacie, za każdym razem prędzej czy później i tak wasze drogi się łączą. To nie może być przypadkowe, jak to mówią do trzech razy sztuka.
- Przestań te twoje teorie spiskowe,robią się coraz bardziej niesamowite- powiedziała Bonnie.- Jednak z jednym mogę się zgodzić, co ma być to będzie, trzeba tylko poczekać na odpowiedni moment.
- Dziewczyny jestem wykończona, jadę do domu ucałować dziewczynki na dobranoc- zerwałam się z kanapy. Miałam dość słuchania przepychanek moich przyjaciółek. Każda z niech miała inny pogląd na moje życie.
- Do zobaczenia na chrzcie Nickiego- przypomniała Bonnie, a oczy jej rozbłysły.- Nie zapomnij, spotykamy się w niedzielę o jedenastej w domu Esther i Mikaela.
- Jak mogłabym zapomnieć?- ucałowałam je w policzki, zostawiłam klucze i wyszłam.

***

Niedziela nadeszła bardzo szybko, a my wspólnie z Tylerem szykowaliśmy się na uroczystość chrztu synka Bonnie i Kola. Zajęło to bardzo dużo czasu, ponieważ jak na złość dziewczynki nie chciały współpracować. Co złościło Tylera, który musiał wypić kilka drinków. Bałam się, że ktoś zauważy, że coś z nim nie tak. 
- Tyler proszę cie, nie pij już. Zaraz musimy wyjść. To i tak wielka uprzejmość, ze strony teściów Bonnie, że pozwolili nam przygotować się tutaj. Wiesz, że gdyby nie to poszlibyśmy na uroczystość jak para łachmytów. 
- Tak rodzice KLAUSA, to naprawdę wspaniałomyślni ludzie. Tylko to twoja wina, że jesteśmy spóźnieni, gdybyś nie rozpuszczała tak dziewczynek, już dawno bylibyśmy gotowi. Poza tym, chyba mam prawo wypić sobie kilka drinków, przed spotkaniem z twoim ukochanym.
- Ukochanym? O jakim ukochanym mówisz? Przekonywałam cię, żebyś nie przychodził. Proszę cię tylko nie rób scen- chwyciłam go za przedramię.
- Scen? Ja dopiero mogę zacząć robić sceny. Miałem nie przychodzić, no tak, żeby ułatwić ci pieprzenie się z tym twoim alfonsem, żebyś mogła jeszcze jednego bękarta przynieść mi do domu!- złapał mnie za twarz.- Ani o tym nie myśl, jasne? Jeżeli mnie zdradzisz zabiję cie!- zaczął mnie szarpać.
- Tyler to boli, puść mnie!- zaczęliśmy się szamotać. 
- Puść ją!- usłyszałam za plecami głęboki, spokojny głos Klausa.- Powiedziałem, żebyś ją puścił- poczułam jak wyrywa mnie z rąk Tylera.- Nikt cie nie nauczył, jak powinno się postępować z kobietami- Tyler zamachnął się na niego, ale był już na tyle pijany, że Klaus bardzo szybko go odepchnął.
- Ty będziesz mnie pouczał, jak mam postępować, z własną żoną? Mogę zrobić co chce, rozumiesz? - Klaus uderzył go pięścią w szczękę, a Tyler przewrócił się.
- Masz natychmiast opuścić dom moich rodziców, rozumiesz?- spojrzał na mnie, a ja poczułam, że krew zastyga mi w żyłach.- Z Tobą mamy do pogadania, nie uważasz?- chwycił mnie za rękę i poprowadził na tył domu.

***

Nie mogłem uwierzyć w to, co Tyler wybełkotał do Caroline. Jednak sądząc po jej reakcji musiała to być prawda. Jednak to oznaczało, że oszukała mnie wtedy i oszukiwała mnie przez ostatnie pięć lat mojego życia. Miałem ochotę ją udusić. krew mnie zalała, kiedy uświadomiłem sobie co oznaczają słowa jej męża. Pozwoliła, żeby moje dzieci nosiły nazwisko tego dupka, żeby to do niego mówiły tato. Nie mogłem jej tego wybaczyć, ale musiałem ochłonąć.
- No i? Może masz mi coś do powiedzenia?- stała tam cała skamieniała.- Nie stój tak, tylko mów, czy to co powiedział Tyler to prawda? To o twoich córkach? Czy one są moje?- nadal się nie odzywała.- Nie stój tak, tylko odpowiadaj! Czy dziewczynki są moimi córkami? Chyba mam prawo to wiedzieć, do cholery!- Caroline skuliła się nagle, a do mnie dotarła przerażająca prawda o jej małżeństwie. Takie sceny jakie przed chwilą zrobił Tyler, musiały być jej codziennością. Jednak w takim razie, dlaczego utrzymywała, że tak wspaniale im się układa? 
- Nie mogłam ci powiedzieć- rzekła tak cicho, że ledwie to usłyszałem.- Powiedziałeś, że Camille jest w ciąży i nie możesz jej opuścić. Oboje wiedzieliśmy, że to prawda, patrząc na to kim wtedy była, nie mogłam ci wtedy powiedzieć, żebyś nie odchodził bo będziemy mieli dziecko. Kim bym była, gdybym kazała ci wybierać między twoimi dziećmi?
- To lepiej był w ogóle mi nie mówić?- powiedziałem z wyrzutem.- Przecież nie opuściłbym swoich dzieci, kochałbym je wszystkie tak samo. Skoro wiedziałaś, że jesteś w ciąży należało mi powiedzieć i poszukać wspólnie jakiegoś rozwiązania.
- Nie chciałam stawiać cię w tej sytuacji, w końcu Camille jest twoją żoną, a ja....
- Też byłaś ważna i nasze dzieci tak samo jak Hope. Nie miałaś prawa odbierać mi przywileju, że będą do mnie mówiły tato. Byłem świadkiem, jak przyjemny potrafi być Tyler i nie pozwolę, żeby moje córki to oglądały, rozumiesz?
- Nie Klaus, proszę co zamierzasz zrobić?
- Zbieraj się, jedziemy.
- Dokąd.
- Do twojego domu. Zabierzemy wasze rzeczy i przeniesiemy wszystko do twojego mieszkania. Wiem od Bonnie, że takie masz. Musisz od niego odejść, jeżeli chcesz normalnie żyć. Caroline jak możesz na to pozwalać- wybuchnąłem nagle, jak możesz pozwalać, żeby ten człowiek tak cię poniżał? Przecież odniosłaś w życiu sukces, jesteś silną kobietą, masz swoich rodziców, przyjaciółki. Poradzisz sobie, po co za niego wychodziłaś?
- Potrzebowałam, żeby ktoś mnie wspierał, żeby moje dzieci wychowały się w normalnej, pełnej rodzinie- nie patrzyła na mnie, a ja po raz pierwszy od wielu lat, zobaczyłem w niej zagubioną dziewczynkę, którą nikt się w życiu nie zajmował.
- Pomogę ci. Nie masz powodów, żeby to znosić. Nie możesz pozwolić się upokarzać.
- Mamo, mamo, gdzie jesteś? Hope chce nas zabrać na plac zabaw ze swoimi dziadkami, możemy prawda?- nagle do pokoju wpadły rozpromienione dziewczynki, a ja pierwszy raz mogłem im się dokładnie przyjrzeć. Lizzie była bardzo podobna do Caroline, miała jasne oczy i blond włosy swojej matki, za to Josie miała ciemniejsze włosy i oczy, obie były najpiękniejszymi dziewczynkami świata. Poczułem wszechogarniającą mnie ojcowską miłość. Chwilę później do pokoju wpadła Hope.
- Tatusiu dlaczego nie powiedziałeś, że chowasz się tutaj z Caroline. Uwielbiam twoje ubrania naprawdę, chciałabym kiedyś być twoją modelką, oczywiście kiedy dorosnę- dodała szybko zerkając na mnie.- Masz piękne włosy, zawsze wiedziałam, że są piękne. Szkoda, że moje takie nie są- ku mojemu przerażeniu ten mały skrzat rozsiadł się na kolanach Caroline i zaczął głaskać jej włosy. Jednak nie zdążyłem tego skontrolować, ponieważ bliźniaczki posadziły mnie na fotelu i rozsiadły się z kolei na moich kolanach.
- Ty jesteś Klaus, prawda?- zapytała Lizzie.- Hope mówi, że jesteś najlepszym tatą na świecie. Zazdroszczę jej- posmutniała nagle.- Nasz tata nie bawi się z nami, nie utula do snu i nigdy nie czyta nam bajek, ale zawsze powtarza, że musi pracować i jest bardzo zmęczony, a jeżeli tak mówi to nie może kłamać, prawda?
Spojrzałem na Caroline i miałem ochotę nią potrząsnąć. Chciała stworzyć dziewczynkom prawdziwy dom, a dała im tylko ojca, którego w ogóle nie ma w ich życiu. Nagle poczułem, że tego nie wytrzymam.
- Przepraszam, że Państwu przeszkadzam, ale za pół godziny wszyscy powinniśmy znaleźć się w drodze do kościoła, a twoi rodzice chcą później zabrać ze sobą dzieci. Poza tym, Caroline twój pijany małżonek zniszczył cały pokój gościnny, wsiadł do samochodu i odjechał- nagle przypomniałem sobie, że czeka mnie jeszcze ciężka przeprawa z Camille, która właśnie wygłosiła swój kąśliwy komentarz, ciesząc się z upokorzenia Caroline.
________________________________________________________________
Witam Was po kilku miesiącach nieobecności. Przepraszam, że nie było mnie tyle czasu, ale miałam mnóstwo na głowie, naprawdę. Jak widzicie w opowiadaniu wiele się dzieje, ale mam nadzieję, że wam się podoba.












wtorek, 6 sierpnia 2019

ROZDZIAŁ DRUGI

Od pamiętnego dnia pokazu minęły już dwa miesiące. Caroline całkowicie poświęciła się rodzinie i nawet przez myśl jej nie przeszło, że jej droga przetnie się znów z Klausem. Był zwyczajny nudny wtorek i jak zwykle spieszyłam się do studia, szwalni i agencji modelek. Byłam na tyle nieuważna, że wpadłam na kogoś. Oczywiście znając swoje szczęście, musiałam oblać się gorącą kawą i do tego wylądować na swoim grubym tyłku na środku zatłoczonej ulicy. Nie zwracałam uwagi na nieznajomego, dopóki nie podał mi ręki, żeby pomóc mi wstać. Odskoczyłam jak poparzona, kiedy zobaczyłam, że nieznajomym olbrzymem jest, nie kto inny jak Klaus.
- Caroline nic ci nie jest? Mam nadzieję, że się nie potłukłaś?- zaczęłam się mu bacznie przyglądać. Zauważyłam, że jego twarz nie wyraża w stosunku do mnie innych emocji, jak uprzejmość i zaskoczenie. Miałam nadzieję, że moja jest równie miła.
- Nic mi nie jest, no poza tym, że moja godność wylądowała właśnie na chodniku- uśmiechnęłam się, z zaskoczeniem zauważając, że nie czuję do niego niechęci i możemy porozmawiać.
- Wcześniej nie miałem głowy, żeby to zrobić, ale uważam, że twój pokaz był fenomenalny. Co prawda nie znam się zbytnio na modzie, ale twoje projekty mi się podobały, były takie normalne- dopiero teraz zauważyłam, jak zmężniał. Kilka lat temu, miał w sobie coś z tego chłopaka, którego pokochałam, a teraz wydawał się inny, obcy. Przypomniałam sobie co mówiła o nim Bonnie, że stał się prawdziwym ojcem i mężem. Prawdziwą głową rodziny, taką jak Tyler.
- Uznaje to za prawdziwy komplement. Rzeczywiście odnalazłam wreszcie swoje miejsce i coś co chcę robić w życiu.
- Naprawdę cieszę się, że jesteś szczęśliwa. Zapewne niebawem spotkamy się na chrzcie małego Nicka?- pokiwałam potakująco głową. Bonnie i Kol doczekali się wreszcie swojego pierwszego, upragnionego dziecka, a Elena i Damon mieli być chrzestnymi.- Słyszałem o śmierci Johna Forbesa w więzieniu. Jak radzą sobie twoi rodzice?
- Wszyscy sobie radzimy. Moja mama wreszcie oficjalnie mogła wyjść za tatę. Niedawno udowodnili, że to ona jest prawdziwą Elizabeth Forbes. Poza tym, próbujemy odzyskać to co straciliśmy. Strasznie rozpieszczają wnuczki, a co do Johna też o tym słyszałam, ale nie interesuje mnie to. Mam nadzieję, że dostał to na co zasłużył.
- Słuchaj Caroline, bardzo miło było cię spotkać po latach, jednak ja muszę lecieć- spojrzał na zegarek.- Jestem już spóźniony, a Japończycy nie należą do wyrozumiałych kontrahentów. Do zobaczenia niebawem- uśmiechnął się i pobiegł dalej przez zatłoczoną ulicę.

***

Spotkanie skończyło się o osiemnastej, byłem wykończony. Zupełnie nie spodziewałem się, że Japończycy mogą być tak twardzi, jeżeli chodzi o ich interesy. Nie udało mi się uzyskać oczekiwanej kwoty, ale przynajmniej wyjdę na tym interesie na porządny plus.
- Wyglądasz, jakby potrącił cię walec- powiedział uśmiechnięty Elijah.- Wydaję mi się, czy było ciężej niż myślałeś?- usiedliśmy w kawiarni, potrzebowałem mocnej kawy, przed powrotem do domu.
- Nawet nie pytaj. Był taki moment, w którym byłem pewien, że wycofają się i zostaniemy z niczym. Jednak obniżyli cenę do kwoty, która była do przyjęcia, więc odpuściłem i podpisaliśmy umowę.
- Słyszałem, że spotkałeś Caroline- no tak Bonnie na pewno wiedziała o tym pierwsza.- Jak wam poszło? Rozmawialiście?- Elijah nabył z wiekiem pewną uciążliwą cechę, stał się niebywale ciekawskim człowiekiem.
- Niewiele, spieszyłem się. Zapytałem o jej rodziców i pogratulowałem pokazu, to wszystko.
- Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, ale nie żałowałeś, że wtedy nie odeszliście razem?
- Skąd, tak naprawdę teraz z perspektywy czasu, uważam, że dobrze się stało. Nasz związek był, jak nierealny. Nigdy nie bylibyśmy do końca szczęśliwi, nawet jeżeli wtedy wydawało mi się, że możemy razem przenosić góry.
- Nie kochałeś Caroline?
- Kochałem i do dziś myślę o niej z pewnym sentymentem. Jednak to była młodzieńcza miłość, którą oboje próbowaliśmy reanimować. Nie mieliśmy szans, ponieważ tak naprawdę to wszystko co się wydarzyło, zawsze było między nami, nawet jeżeli udawaliśmy, że tego nie ma. Poza tym, uświadomiłem sobie coś jeszcze, Caroline pojawiła się w moim życiu, kiedy Camille była w kolejnym ciągu i już nie wiedziałem co robić. Teraz wiem, że cały czas kochałem żonę, a Caroline miała tylko wyleczyć moją zranioną męską dumę. Nie zasługiwała na to.
- Uważasz, że gdybyś rozwiódł się z Camille i związał z Caroline, dzisiaj i tak nie bylibyście razem?
- Nie mam pojęcia, jest jak jest, nie mamy powodu, żeby gdybać. Cieszę się jej szczęściem. Tyler to porządny mężczyzna, a jej córeczki są naprawdę bardzo ładne. Dobrze jej życzę i mam nadzieję, że ma podobne zdanie na temat naszego związku. Braciszku będę uciekał, obiecałem Hope, że zdążymy się pobawić, zanim pójdzie spać, nie chce się spóźnić.

***

Dom był niewyobrażalnie cichy, patrząc na to, że u nas zawsze wiele się działo. Jednak moje zdziwienie nagle znalazło wytłumaczenie, ponieważ kiedy zajrzałem na taras, okazało się, że moje kobiety siedzą i wcinają ciastka z bitą śmietaną.
- Co się tutaj dzieję? Jakaś impreza i nawet na mnie nie poczekano. Nieładnie- pocałowałem Camille, a Hope posadziłem sobie na kolanach.- Moja księżniczka powie mi, jak spędziła dzień?- mała zaczęła opowiadać o swoim dniu w przedszkolu, a ja słuchałem z uwagą.
- Tato, a mogę następnym razem pójść z wami na pokaz mody, proszę?- uśmiechnęła się przymilnie.- Ciocia Bonnie rozmawiała z mamą i podobno, pani Caroline zabrała swoje dwie córki na swój pokaz-
spojrzałem na Camille- a więc mimo wszystkich moich zapewnień, musiała rozmawiać o Caroline.
- Niczego takiego nie było, ty mały kłamczuszku. One również są małymi dziewczynkami i na pewno nie było ich na pokazie, o tej godzinie każda przyzwoita księżniczka, już dawno śpi, zgadzasz się ze mną?
- Tato ja mam już pięć lat, nie jestem dzieckiem- spojrzałem na Camille, posłała mi bezradne spojrzenie. Najwyraźniej to do mnie należało zmaganie się z małą modnisią.
- Oczywiście, że nie jesteś dzieckiem, ale pomyśl na takich pokazach trzeba grzecznie siedzieć na krześle, czasami nawet kilka godzin. Nie ma tam nic ciekawego do roboty ani zabawy. Strasznie byś się nudziła, mówię ci wśród tych wszystkich dorosłych.
- Niech ci będzie, poczekam jeszcze kilka lat. Ale jeżeli tak jest nie rozumiem po co tam chodzicie. Dorośli są naprawdę dziwni- ziewnęła.
- Najwyższa pora spać kochanie- Camille wstała i wzięła ją za rączkę.- Zaraz wracam.
- Musimy porozmawiać.
- Dobrze daj mi chwilę. Zostawiłam ci kolację w kuchni- weszły na górę, a ja do kuchni.

Wróciła po piętnastu minutach, twarz miała poważną. Nalałem nam po drinku, przez dłuższą chwilę nikt z nas się nie odzywał.
- Powiesz co się stało? Chciałeś porozmawiać, jak ci poszło z Japończykami?
- Dobrze, jednak nie o to chodzi. Jak długo jeszcze będziesz żyła w niepewności, co do naszej rodziny?- spojrzała na mnie zaskoczona.- Chodzi mi o twoją rozmowę z Bonnie. Zrządzenie losu chciało, że moja bratowa to najlepsza przyjaciółka Caroline, ale nie chcę, żeby ona była obecna w naszym życiu.
- Nawet jeżeli twoje usta to mówią, nie uciekniesz od niej. Od pięciu lat mam wrażenie, że przed nią
uciekasz, że ja i Hope jesteśmy tylko wyjściem awaryjnym, że jesteś ze mną dla niej. Doskonale wiem, że gdyby nie ciąża odszedłbyś i nawet się na mnie nie obejrzał. Mam tego dość, wolałabym, żebyś odszedł zamiast udawać kochającego męża!- nie rozumiałem skąd u niej taki nagły humor.- Wiesz co, wydaję mi się, że twoja matka nie przez przypadek zaprosiła nas na ten pokaz. Oboje wiem, że mnie nie znosi, nawet jeżeli dobrze udaję i miała nadzieję, że odejdziesz ode mnie i zwiążesz się z Caroline. Cały czas czeka, aż znów potknę, a ona będzie pierwszą osobą namawiającą cię do rozwodu.
- Źle ją oceniasz. Mama jest dumna z tego co osiągnęłaś, poza tym zawsze pomagałaś jej z ojcem i jest ci wdzięczna. Poza tym, od kiedy obchodzi cię zdanie innych? Dlaczego cały czas wracasz do tematu Caroline? To już zamknięty rozdział, nie chcę żebyś o niej myślała, porównywała się z nią. Jesteś moją żoną, kocham cię i dlatego zostałem. Nie zapominaj, że zawsze miałem wyjście i gdybym nie chciał być z tobą, zabrałbym córkę i odszedł. Pora żebyśmy się z tym uporali, bo nie raz będziemy spotykać Caroline, chociażby z powodu Bonnie i Kola.
- To powiedz, jak mam spojrzeć jej w twarz, skoro wszyscy wiemy, że mnie z nią zdradzałeś?
- Normalnie, mnie również czeka spotkanie z jej mężem Tylerem i nie czuję z tego żadnej presji. Przecież jesteśmy dorośli i podjęliśmy odpowiednie decyzję. Zazdrośnico, kocham cię i nigdzie się nie wybieram.

czwartek, 13 czerwca 2019

CZĘŚĆ II- ROZDZIAŁ PIERWSZY

Nowy Jork 2023 rok

Przyglądałam się wszystkim tym młodym, pięknym dziewczynom i zastanawiałam sobie, co teraz myślą. Byłam niemal pewna, że każda z nich wyobraża sobie swoją świetlaną przyszłość w świetle reflektorów. Jakie one głupie, ale są jeszcze takie młode, nic nie wiedzą o życiu. Były wspaniałym odbiciem mnie sprzed kilkunastu, a nawet pięciu lat.
- Dziewczyny szybko, Jessica teraz twoja kolej, Amanda pospiesz się- musiałam pilnować odpowiedniej kolejności oraz czasu wychodzenia na wybieg, wszystko szło zgodnie z planem, jednak strasznie się denerwowałam. Wreszcie nadszedł czas ostatniej modelki i mogłam odetchnąć.
- Proszę Państwa powitajmy gromkimi oklaskami, naszą Panią projektant, główną gwiazdę wieczoru- kochany Tyler od pięciu lat okazywał mi swoje bezgraniczne wsparcie i miłość.- Panią Caroline Lockwood- przeszłam po wybiegu wśród wiwatów rozentuzjazmowanego tłumu, uściskałam męża, jednak nie byłam szczęśliwa. Od kilku lat żyłam, jakby obok siebie. Prawie wszyscy zapomnieli już o skandalu sprzed lat, udało mi się założyć rodzinę, odniosłam sukces, byłam wreszcie tym, kim przez całe życie chciałam być, jednak patrząc na to z boku czegoś mi brakowało. Nie wiedziałam właściwie czego, szczęścia? Miłości? Zaangażowania?
- Dziękuje wszystkim, którzy zaangażowali się w nasze przedsięwzięcie, za to, że to dzięki ich ciężkiej pracy ten pokaz stał się tak wielkim sukcesem.- To była niebywała przyjemność móc z wami pracować, dziękuje wam- poczułam ogarniającą mnie czułość, kiedy w pierwszym rzędzie, jak za każdym razem zobaczyłam moich rodziców i dziewczynki. Mama oczywiście miała łzy w oczach, wiedziałam, czułam to, że jest ze mnie dumna, dokładnie tak samo, jak w trakcie mojego pierwszego pokazu. Jednak to na widok osoby, którą zobaczyłam w kolejnym rzędzie serce miało ochotę wyskoczyć mi z piersi. Siedział tam, jakby nigdy nic, tak samo przystojny, tak samo opanowany i tak samo niedostępny, jak przed laty. Nic się w nim nie zmieniło od dnia, w którym widzieliśmy się ostatni raz, nic poza oczami, które teraz patrzyły wprost na mnie, ale były, jakby nieobecne i zachmurzone.

***

- Nie rozumiem dlaczego nasza matka, koniecznie chce, żebyśmy tam poszli- wiedziałem, że jestem marudny, ale zarówno Elijah, jak i Camille wiedzieli, że nienawidziłem takich spendów.
- Klaus proszę cię, nie rozczarowuj swojej matki- teraz już rozumiałem dlaczego, matka wysłała z tą wiadomością moją żonę.- Wiesz ile ten dzień dla niej znaczy. Dopiero, co twój ojciec odzyskał sprawności, a ta inicjatywa Esther ma właśnie na celu, wsparcie takich niepełnosprawnych ludzi jak on- wiedziałem, że ma rację, ale dla mnie całe to zbiegowisko nadąsanych snobów było po prostu nie do wytrzymania.- Wspomniała też o jakimś pokazie mody- no tak Camille nie mogła nie spojrzeć na najnowsze trendy.- Poza tym, przecież wcale nie musimy siedzieć tam długo, wystarczy jakaś godzinka, może dwie, obiecuje- zawsze potrafiła na mnie patrzeć oczami tego zabiedzonego szczeniaczka, które w łatwy sposób potrafiły owinąć mnie wokół palca.
- Niech ci będzie, ale tylko godzinka, tak jak obiecałaś- za jeden jej uśmiech, zrobiłbym wszystko.
Jakie to życie potrafi być przewrotne, jeszcze pięć lat temu wydawało mi się, że nie mogę już na nią patrzeć, że zmarnowałem przez nią osiem najlepszych lat mojego życia, właściwie byliśmy krok od rozwodu. Miałem zamiar ułożyć sobie życie z Caroline, ale jak często w takich momentach bywa, wtedy Camille powiedziała mi o swojej ciąży i wszystko wywróciło się do góry nogami. Dzisiaj bez Camille i mojej malutkiej Hope, nie potrafiłem już normalnie funkcjonować. Właśnie nasza córka była odpowiedzialna za największe zmiany w naszym życiu, była powodem, który uratował naszą rodzinę, spowodowała również olbrzymie zmiany w samej Camille, która znalazła w sobie wystarczającą siłę, żeby skończyć z uzależnieniami, a co za tym idzie odzyskaliśmy spokój.
- Ziemia do Klausa, słuchasz nas?- zapytał Elijah, a ja otrząsnąłem się z zamyślenia.- Pytałem, czy moglibyście mnie zabrać po drodze, przy okazji możecie podwieźć Hope do Katherine- spojrzałem na niego ze zdziwieniem.- Wiesz jaka ona jest, nie może zostawić Jaspera samego z jakąś obcą kobietą- no tak zapomniałem, że mój bratanek ma dopiero sześć miesięcy.
- Chętnie skorzystamy, prawda?- wiedziałem, że takie rozwiązanie jest dla Camille idealne, sama nie chciała się przyznać, ale również nie lubiła jej zostawiać z kimś, kogo nie znaliśmy, a poza tym Hope uwielbiała swojego małego kuzyna i od dłuższego czasu wspominała o rodzeństwie.- Myślę, że wybierzemy się na pokaz na dwudziestą, odpowiada ci to kochanie?- pokiwałem głową.
- Zadzwonię do Ciebie, jak wyruszymy z domu, braciszku.

***

- Caroline! Caroline widziałaś, że w drugim rzędzie siedzi Klaus?- zapytała Elena, kiedy już dotarła za kulisy.- Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, kiedy go zobaczyłam. Nie rozumiem, jak po tym wszystkim mógł się tutaj pojawić i to jeszcze ze swoją żoną, co za bezczelność.
- Spodziewałam się, że przyjdą- powiedziała Bonnie.- Eleno no nie patrz tak, przecież to mój szwagier, a całą imprezę finansuje moja teściowa. Zapewniam cię, że gdyby Klaus wiedział, że jedną z projektantek jest Caroline, nie przyszli by z Camille, żeby nie powodować dyskomfortu, ale z drugiej strony, przecież nie mogą się unikać, minęły już lata, a oni ułożyli sobie życie.
- Bonnie ma rację, Eleno- jedna wyglądała jak dumny paw, a druga, jakby ktoś zmusił ją do zjedzenia cytryny.- Przecież dzisiaj jesteśmy już zupełnie innymi ludźmi, mamy dzieci, rodziny i przestaliśmy bujać w obłokach. Poza tym, to mój wielki dzień i nie pozwolę żeby ktoś mi go zepsuł- od mojego pierwszego pokazu minęło co prawda już około pięć lat, ale dzisiejszy był mi szczególnie bliski. Wszystkie dochody ze sprzedaży dzisiejszych sukni miał zostać przekazany dla fundacji zajmującej się osobami po udarach, zawałach, jak i pomagającej w walce z nowotworem, co po chorobie mojej mamy było dla mnie szczególnie ważne.
- Caroline powiedz mi jedno, kiedy w końcu dorośniesz?- roześmiałam się, wiedziałam, że Elena nie mówi tego poważnie, w końcu dzięki temu, że nadal cała nasza trójka potrafiła się zachowywać, jakbyśmy były w liceum, nasza przyjaźń była jeszcze silniejsza.- Nie boisz się stanąć z nimi twarzą w twarz?
- Nie będziesz musiała, Esther powiedziała mi, że po pokazie Klaus i Camille, nie zamierzają zostawać długo, bo Camille niepokoi się o Hope, mimo że zostawili ją z żoną Elijah'y.
- To oznacza, że jest dobrą matką. Sama mimo, że to mój pokaz, najchętniej pojechałabym do domu, do moich dziewczynek.

***

- Dobrze się czujesz?- nie rozumiałem skąd to pytanie.- Jak tylko zobaczyłeś, że projektantką jest Caroline, zamilkłeś- zupełnie opacznie to zrozumiała. - To w pełni zrozumiałe, nie chce żebyś myślał, że robię ci wyrzuty, powiedz mi co myślisz, wiesz, że teraz zawsze możesz to zrobić.
- Kochanie, doskonale wiesz, że nie lubię tych całych imprez, a do tego musiałem oglądać masę
ubrań, kiedy gdybym mógł sam najchętniej chodziłbym wyłącznie w dresie- uśmiechnęła się.- Jednak przyznam ci się szczerze, że dobrze było zobaczyć, że u niej wszystko w porządku. Jeżeli dobrze pamiętam to przed nami w pierwszym rzędzie siedzieli jej rodzice, opowiadałem ci całą makabryczną historię Forbesów- pokiwała potakująco.- Nie masz się czym martwić kochanie, dzisiaj patrzę na całą sytuację z pewnym sentymentem, jak na coś co wydarzyło się w innym życiu.
- Nigdy cię nie zapytałam, ale Klaus żałowałeś kiedyś, że wtedy nie odszedłeś z Caroline, tylko zostałeś ze mną i Hope?- nie rozumiałem jak ona może o to pytać.- Zawsze zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam mówiąc ci o tym, że jestem w ciąży.
- Udusiłbym cię przy pierwszej lepszej okazji, gdybyś tego nie zrobiła, a ja dowiedziałbym się, że jesteś w ciąży- roześmiała się.- Kocham Ciebie i Hope najbardziej na świecie, nie ma nikogo ważniejszego i nie nigdy nie żałowałem, że zostałem. Jesteśmy małżeństwem już od trzynastu lat i rzeczywiście pięć lat temu, mieliśmy w naszym życiu mały huragan, ale przez te wszystkie lata naszego małżeństwa nieustannie w nas wierzyłem, jakbyś zapomniała walczyłem o Ciebie jak lew.
- Niklausie Mikaelson byłeś, jesteś i będziesz najbardziej wytrwałym w walce mężczyzną na świecie- pocałowała mnie w policzek.- Nigdy nie zapomnę, że dzięki Tobie wyszłam z tego bagna i zawsze wyciągałeś do mnie rękę, kiedy ja kolejny raz zawodziłam.
- Całe szczęście to już dawno za nami, teraz czy moja żona dałaby się zaprosić na obiad?
- Ależ oczywiście, drogi Panie.
_______________________________________________________________________
Witajcie moi drodzy! Wiem, wiem rozdział miał być dawno temu, ale obiecuje poprawię się. KOMENTUJCIE!

niedziela, 3 marca 2019

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

- Klaus nawet sobie nie wyobrażasz jak cudowne były te ostatnie trzy dni!- Caroline niemal wparowała do mojego biura.- Mam ci tyle do opowiedzenia, a nawiasem mówiąc Jenny nie skomentowała mojego przyjścia, to dziwne- miała tak zabawną minę, że nie mogłem się nie roześmiać.- Mniejsza z tym, popatrz, mam w tej teczce wszystko, czego ty chciałeś. Dowody na Johna Forbesa, jak i na to, że Liz Forbes, wcale nie jest tym za kogo się podaje.
- Caroline i co ty niby chcesz z tym wszystkim zrobić, co?- nie wierzyłem, żeby była w stanie, posłać
ich do więzienia, nawet po tym co wiedziała.- Zamierzasz pójść na policje i zgłosić, jego przestępstwa?
- Nie Klaus, wysłanie go do więzienia nie wystarczy. Oni muszą cierpieć, słyszysz? Cierpieć, jak ja i moi prawdziwi rodzice, a odsiadka kilku lat nie jest odpowiednią karą, nie taką, na jaką zasłużyli.
- Caroline, czy ty słyszysz, co mówisz?- byłem zaskoczony, takim obrotem sprawy.- Przecież nie jesteś taka, nie jesteś takim człowiekiem. Ludzie pokroju Liz i Johna Forbesa tak, ale nie ty. Nie zniżaj się do ich poziomu, idź na policję, zgłoś wszystko tak, żeby ktoś inny mógł dokończyć tą sprawę. Pozwól sobie na życie, odpuść i idź na przód. Powiedziałaś, że twoi rodzice są cudownymi ludźmi, daj wam czas na poznanie się, na nadrobienie wszystkiego, co straciliście.
- Właśnie o to chodzi Klaus, tego się nie da nadrobić! Sam chciałeś zniszczyć Forbesów, za krzywdę, jaką wyrządzili twojej matce, byłeś w stanie posunąć się do wszystkiego, to teraz pozwól, że zrobię to za ciebie.
- Właśnie o to chodzi Caroline, doskonale wiem co czujesz i jestem w stanie to zrozumieć, ale to ty o czymś zapominasz. Znam również uczucie, jakie towarzyszy zemście, kiedy już jej dokonasz i mogę ci powiedzieć, że wtedy wcale nie jest łatwiej z tym żyć, a wręcz przeciwnie jest trudniej. Trudniej pogodzić się z tym, to co zrobisz nie przyniesie ulgi twoim rodzicom.
- Tym razem to nie twoja sprawa, zrobię co uważam za słuszne- wyszła nie zwracając już na mnie uwagi.
- Cześć braciszku, widziałem Caroline, wyglądała na wściekłą- do gabinetu wszedł Elijah.- Powiesz o czym rozmawialiście? Jak przypuszczam, nie obyło się bez sprzeczki?
- Caroline zdobyła dowody na przestępczą działalność Johna Forbesa- zobaczyłem jego entuzjazm.- Nie ciesz się tak, wcale nie zamierza iść z tym wszystkim na policje, chce zemsty. Martwię się, nigdy wcześniej jej takiej nie widziałem.
- Co zamierzasz zrobić, powstrzymasz ją?
- Tak, muszę ją powstrzymać, bo wiem, że nie poradzi sobie z poczuciem winy- pokazałem mu teczkę.- Zamieniłem je kiedy wygłaszała swoje plany, nawet tego nie zauważyła. Nie pozwolę, żeby zniżyła się do poziomu rynsztoka, w którym od lat taplają się Forbesowie, sam ich zgłoszę.
- Czytałeś? Czy to co tam jest, wystarczy żeby posłać ich do więzienia?
- Jak myślisz, co powiedzą sędziowie, kiedy okażę się, że cały dorobek życia Johna Forbesa, to brudne pieniądze? Uzyskane dzięki narkotykom, broni i handlu ludźmi- jak się spodziewałem takie przedstawienie sprawy wystarczyło, żeby moralny Elijah poczuł obrzydzenie.
- Nie rozumiem, jak przez te wszystkie lata, nikt nie wpadł na ślad jego działalności- pokręcił głową z niedowierzaniem.- Nie wierzę, że wszyscy nic nie wiedzieli, takich rzeczy nie da się ukryć.
- Nawet jeżeli ktoś był świadomy, mogę się założyć, że John już zadbał o to, żeby nie pisnął ani słówka. Wystarczy spojrzeć na to, co zrobiono z rodzicami Caroline. Oboje musieli latami się ukrywać z obawy o własne życie, a siostra Liz zajęła jej miejsce, nawet bez mrugnięcia okiem. Takim ludziom, jak oni zależy wyłącznie na pieniądzach i władzy.
- Niklaus nie chce, żebyś uznał, że cię popędzam, ale kiedy porozmawiasz z Caroline?- wiedziałem o czym mówi, ale nie chciałem za nic o tym teraz myśleć.- Podjąłeś już decyzję?
- Tak, zrobię to co do mnie należy.

***

- Dziewczyny rozumiecie on próbuje mnie powstrzymać?- musiałam się komuś wyżalić, potrzebowałam teraz wsparcia.- Zachowuje się jakby nie rozumiał, dlaczego to jest dla mnie tak ważne, żeby Forbesowie zapłacili za wszystko, czego się dopuścili.
- Nie spodziewałam się, że to powiem, ale Niklaus Mikaelson w tej jednej, jedynej kwestii ma całkowitą rację- powiedziała Elena.- Caroline pomyśl przez chwilę, czy twoi rodzice będą dumni wiedząc, że ich córka nawet jeżeli ze szlachetnych pobudek, usiłuje zniszczyć innych ludzi? Nie będę ci prawiła morałów, bo z jednej strony doskonale rozumiem, dlaczego chcesz to wszystko zrobić i jeżeli miałabym być szczera, sama z wielką przyjemnością zobaczyłabym, jak ktoś skopuje zarozumiały tyłek Forbesów, ale z drugiej wiem co kieruje Klausem. Przecież powiedział ci, że zemsta nie przynosi ani ulgi, ani chwały, a nie chce żebyś musiała cierpieć do końca życia przez takich jak oni. Zasługujesz na szczęście.
- Jeżeli naprawdę tak uważacie to spójrzcie na to- rzuciłam im teczkę, którą dostałam od Josepha Atayana.- Zobaczcie na własne oczy, jakich John dopuszczał się okropności. Ilekroć pomyślę, że za pieniądze z krzywdy innych prowadziłam spokojne, wystawne życie robi mi się niedobrze. Wiecie ile krwi na rękach, mogą mieć Forbesowie? Tylko spójrzcie, a wtedy mnie zrozumiecie!
- Caroline tylko, że tutaj jest jakaś poprawiona umowa- nie mogłam uwierzyć w słowa Bonnie.
- KLAUS!- krzyknęłam przyglądając się dokumentom.- To jego robota, zamienił teczki! Zamorduje go, po co on w ogóle wtrąca się w nie swoje sprawy?!
- Dlatego, że cię KOCHA i nie chce, żebyś narobiła jakiś głupot- odpowiedziała po prostu Elena. Lepiej spójrzcie na to, co pokazują w wiadomościach.

Wielki potentat naftowy John Forbes wraz z żoną aresztowani. Wszystko wskazuje na to, że jeden z największych biznesmenów Ameryki, jest zamieszany w działalność zorganizowanej grupy przestępczej. Policja na razie nie chce udzielać, jakiś konkretnych informacji odnośnie zarzutów, jakie stawiane są Panu Forbesowi i jego żonie, ale jak udało się ustalić naszym reporterom, mówi się o praniu brudnych pieniędzy, handlu narkotykami, bronią oraz ludami. Sprawa jest tym bardziej zaskakująca, ponieważ dotychczas jeszcze nie ucichł skandal z nieślubnym synem Pana Forbesa, jak i jego rzekomych problemach z finansami firmy. Będziemy Państwa informować na bieżąco, jak tylko uda nam się dotrzeć do szczegółowych informacji.

- Powiem wam, że Klaus kolejny raz zasłużył na pochwałę- powiedziała uśmiechnięta Elena.- Spójrzcie tylko, jak szybko zadziałał? Jednak co by nie mówić, pieniądze od czasu do czasu się przydają- nie rozumiałam, jak dziewczyny mogły uwarzyć go jeszcze za bohatera.
- Niepotrzebnie się wtrącił, poczekajcie no, on jeszcze ode mnie usłyszy- chwyciłam torebkę i kluczyki od auta.- Zamknijcie za sobą, jak będziecie wychodzić.
- Masz rację Eleno, Klaus zachował się wreszcie jak mężczyzna.

***

Nie rozumiałam do końca dlaczego, ale wiedziałam, że Klausa powinnam szukać blisko szpitala, w którym hospitalizowany był Mikael Mikaelson. Czułam, że właśnie tam będzie próbował się ukryć, po numerze jaki mi wywinął. 
- Witam naszego bohatera- powiedziałam podchodząc do niego.- Ukrywasz się tutaj ze strachu przede mną? Trzeba było wejść do środka, to może powstrzymałabym się, przed zrobieniem ci awantury- dopiero teraz zauważyłam, że Klaus z daleka przygląda się swoim rodzicom, rodzeństwu i Camille.- Klaus co się z Tobą dzieję?- zapytałam mając, jakieś złe przeczucia.- Chciałam z Tobą tylko porozmawiać- nadal się nie odzywał.- Dobrze skoro okazujesz wstyd i nie chcesz nic powiedzieć, to pozwól chociaż, że ja coś powiem.- Dziękuje ci, dziękuje za to, że się pojawiłeś, że mi pomogłeś, że dzięki tobie odnalazłam swoją prawdziwą rodzinę. Okazałeś siłę, której sama nigdy nie byłabym w stanie okazać, dzięki tobie dowiedziałam się wielu rzeczy o sobie i o tym, ile jestem zdolna znieść- spojrzał na mnie.- Gdybyś nie wrócił, nie ukazał prawdziwej twarzy Forbesów, nigdy pewnie nie dowiedziałabym się, kim jestem i dzisiaj byłabym żoną niewłaściwego mężczyzny. Klaus dzisiaj jestem pewna, że zawsze wiedziałam, że nie jesteś złą postacią w mojej historii.
- Caroline, jak ja cię kocham- to był wymarzone przeze mnie słowa, jednak brzmiały dziwnie.- Gdybym tylko mógł- wiedziałam, że usłyszę coś strasznego.- Camille jest w ciąży- mój świat rozpadł się w jednej chwili.- Nie mogę być samolubny, chociaż bardzo bym tego pragnął, nie potrafię porzucić mojego dziecka, nawet kosztem własnego szczęścia. Nie zniósł bym myśli, czy Camille odpowiednio się nim zajmuję i nigdy nie mógłbym do końca poświęcić się dla Ciebie, proszę zrozum mnie.
- Wiesz co Klaus, godzinę temu byłam niemal pewna, że teraz kiedy pozbyliśmy się z naszego życia Forbesów, odnaleźliśmy moich rodziców, a ty rozwodzisz się z Camille, będziemy mogli w końcu odetchnąć i założyć własną rodzinę- nie mogłam sobie pozwolić na łzy.- Jaka ja byłam głupia, marząc o tym, że wreszcie odnalazłam mężczyznę mojego życia. Najwyraźniej wszyscy sprzeciwiają się naszemu szczęściu, pamiętasz zawsze ci powtarzałam, że nigdy nie zostanę tą drugą w twoim
życiu i ciągle się tego trzymam. Idź do nich, idź do swojej rodziny, masz rację to dziecko ciebie potrzebuje, potrzebuje chociaż jednego stabilnego rodzica w życiu, a ja sobie poradzę. Teraz również odnalazłam kogoś, kto mnie potrzebuje, kogoś kto da mi miłość, nie martw się nie mam żalu. Po prostu wyobrażałam sobie, że wystarczy już tych przeszkód w naszym życiu. Jednak najwyraźniej my nigdy nie mieliśmy być razem, Klaus.
- Przepraszam Caroline, niepotrzebnie ponownie pojawiałem się w twoim życiu- nie chciałam tego słuchać, nie teraz, kiedy nie potrafiłam go po prostu znienawidzić.
- Nie Klaus, cieszę się, że wróciłeś, bo uchroniłeś mnie od wielu błędów, których mogłabym gorzko żałować. Nie żałuję nawet, że cię pokochałam. Zwyczajnie mieliśmy pecha, nie byliśmy dla siebie właściwi. Jednak wiedz, że już nigdy cię nie zapomnę- nie czekałam już na jego odpowiedź, musiałam stąd zniknąć. Musiałam odejść teraz, kiedy tak bardzo go potrzebowałam.
___________________________________________________________
Ogłaszam KONIEC! Tak, tak wiem straszny koniec, ale poczekajcie, ogłaszam KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ tego opowiadania. Nie wiem czy ktoś z was zauważył, ale jakiś czas temu zmienił się szablon, a na nim są cztery osoby, Klaus-Caroline-Tyler-Camille, na tle Nowego Jorku, więc jeżeli uważnie czytaliscie wiecie, że Tyler i Camille byli w tej części raczej tylko wspomniani, a główna akcja toczyła się w Los Angeles.
W związku z tym, możecie się już domyślić, że w części drugiej przenosimy się do Nowego Jorku, a ta poboczna dwójka będzie odgrywała ważną role. Mogę wam jeszcze zdradzić, że jak tutaj mieliśmy bardziej historię Caroline, tak w kolejnej prym będzie wiódł Klaus i jego małżeństwo z Camille, która nie będzie potworem. Wiem, że praktycznie wszyscy jej nie lubią (sama za nią nie przepadam), ale nie chce tego rozwiązywać tak, że Klaus odchodzi do innej, tak po prostu, więc będziecie musieli ją znieść. Jeżeli natomiast chodzi o Caroline, wszystkiego dowiecie się, czytając fabułę II części. Pozdrawiam i proszę o komentarze, dobrze wiedzieć, że ktoś jest ze mną:)

niedziela, 10 lutego 2019

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

- Caroline, Caroline do diabła gdzie jesteś?- wszedłem do naszego pokoju, ale jej w nim nie było, podszedłem do drzwi łazienki.- Caroline, jesteś tam?- złapałem za klamkę, ustąpiły.- Co tutaj robisz?- dziwnie podskoczyła i spojrzała na mnie załzawionymi oczami.- Wszystko w porządku? Słuchaj Caroline, wiem że ostatnio nie jest najlepszy czas w naszym życiu, że masz prawo się na mnie wściekać, ale proszę cię wysłuchaj mnie przez chwile- nie było z jej strony, żadnej reakcji, zaniepokoiłem się.- Caroline, powiesz cokolwiek?
- Wszystko w porządku, słucham cię- jej twarz nabrała odrobiny normalnego koloru.- Jesteś niezwykle podekscytowany, co się stało?
- Jason Michell, Caroline nawet nie wyobrażasz sobie kim on jest!- nagle się zaciekawiła.- Po naszej
małej sprzeczce, postanowiłem, że mimo wszystko pójdziemy razem z Marcelem poznać tego człowieka, nie powiedział nam zbyt wiele, właściwie stwierdził tylko, że nie wie kim jest Joseph Atayan, ani John Forbes. Nie chcieliśmy naciskać, więc podziękowaliśmy i on sobie poszedł. Postanowiłem, że musimy zobaczyć jego żonę i nigdy nie zgadniesz kogo zobaczyłem na tym szpitalnym łóżku. Caroline, odnaleźliśmy twoją ciotkę Josefine!- wytrzeszczyła oczy.-Mówię poważnie, znaleźliśmy ją, Caroline! Ukrywała się przez wszystkie te lata pod swoim fałszywym nazwiskiem. Jason obiecał, że spotkamy się w szpitalu za dwie godziny i wtedy wspólnie z żoną wszystko nam wyjaśnią, ale poprosił żebyś i ty była przy tym obecna.
- Chcesz powiedzieć, że szukając Josepha Atayan, całkowicie przypadkowo, natrafiliśmy na moją ciotkę? Klaus to nie może być zwykły zbieg okoliczności, po prostu nie może!- wreszcie w jej oczach zobaczyłem znajomą iskrę, iskrę którą tak bardzo kochałem, upór, determinację i nadzieję.- Chodźmy tam natychmiast!- wymaszerowała z pokoju tak pewnie i szybko, że strach było się jej przeciwstawić, ucieszyłem się idąc za nią. Jednak moją radość przyćmił dźwięk telefonu.
- Camille, prosiłem żebyś do mnie nie dzwoniła- nie byłem w nastroju słuchać jej wyrzutów.
- Wiem, wiem twoja nowa dziewczyna będzie zazdrosna, ale nie w tym rzecz. Uwierz mi wcale nie odczuwam przyjemności z dzwonienia do Ciebie, kiedy wiem, że się z nią prowadzasz, Jednak dzisiaj stało się coś złego, twój ojciec przeszedł kolejny zawał, jest w szpitalu- nagle poczułem, jak całe powietrze ucieka mi z płuc.- Żyję, ale twoja matka jest w strasznym stanie, potrzebuje cię teraz twoja rodzina, ale rozumiem, że jesteś zajęty ważniejszymi sprawami.
- Nie wygłaszaj teraz takich bredni! Jesteś z moją matką, daj mi ją, chce porozmawiać!- widziałem, że Caroline zaczyna dziwnie mi się przyglądać, ale musiałem dowiedzieć się, co się dzieje z moim ojcem, teraz ona musiała mi wybaczyć.
- Niestety nie ma jej tutaj. Pojechała już do szpitala razem z Elijah'ą, ale prosiła żebym z tobą porozmawiała, teraz też tam pojadę. Jeżeli będziesz chciał zaszczycić nas swoją obecnością, to będziemy w klinice Michaela.
- Poczekaj Camille!- zauważyłem, że Caroline się zaniepokoiła.- Powiedz mamie, że za dwie godziny będę miał samolot i jeszcze dzisiaj będę w domu, obiecuje- powiedziałem zanim się rozłączyła. Ojciec przeżył kolejny zawał, matko zanim tam przyjadę może nawet umrzeć, a mnie tam przy nim nie będzie. Przyspieszyłem kroku i dogoniłem Caroline.
- Posłuchaj, musimy porozmawiać. Dzwoniła Camille, powiedziała że ojciec przeszedł kolejny zawał. Obiecałem, że za dwie godziny mam samolot i jeszcze dzisiaj będę w Los Angeles, więc pozwolisz, że zostawię cię z Marcelem po tym spotkaniu i natychmiast wrócę do domu, muszę być przy matce, zrozum.
- Oczywiście, rodzina cię potrzebuje, rozumiem wszystko. Jeżeli chcesz mogę sama pojechać do Jasona i Marcela, moim zdaniem nie powinieneś czekać- uwielbiałem ją za tą wyrozumiałość, ale teraz rzeczywiście nie potrafiłem myśleć o niczym innym, jak o ojcu.
- Caroline wiem, że powinienem być przy tobie w tak ważnym momencie twojego życia, ale ja naprawdę nie potrafię myśleć o niczym innym, jak o mojej rodzinie tam w Los Angeles. Dziękuje ci za twoją wyrozumiałość, kocham cię- pocałowałem ją przelotnie i chwile później biegnąc do samochodu, wybierałem już numer Elijah'y.

***

Przyglądałam się jak Klaus biegnie do drzwi hotelowych i doskonale rozumiałam dlaczego to robi, ale jednocześnie czułam, jakiś żal i smutek, jakby miało mnie spotkać coś złego bez niego. Wiedziałam, że to najgłupsze co mogłoby mi przyjść do głowy, teraz kiedy wreszcie wychodziliśmy na prostą i mieliśmy odnaleźć szczęście, ale cały czas miałam przed oczami to, że to Camille będzie przy nim w tak ciężkim dla niego momencie, kiedy on z kolei zawsze był przy mnie. Musiałam wziąć się w garść, odetchnęłam głęboko i chwile później jechałam już do szpitala. Nigdy nie lubiłam tych szpitalnych korytarzy, drażnił mnie zapach i wszechobecne przygnębienie, odnosiłam wrażenie jakbym cała się w sobie kurczyła, to nie było przyjemne.
- Caroline, Caroline!- odwróciłam się w stronę wołania, biegł do mnie Marcel.- Miło cię widzieć Caroline, ale gdzie jest Klaus?- rozejrzał się szukając go.
- Niestety musiał pilnie lecieć do Los Angeles, jego ojciec miał kolejny zawał- zauważyłam, że Marcel również się zmartwił.- Mam nadzieję, że nic mu jednak nie będzie, a teraz lepiej powiedz, gdzie jest Jason Michell?- Marcel poprowadził mnie na oddział onkologii, na który przenieśli żonę tego człowieka i wskazał na pokój numer pięć. Siedział w nim starszy, posiwiały mężczyzna, trzymając za rękę kobietę, która mimo że wyglądała na chorą, uśmiechała się do niego. Miała blond włosy, niebieskie oczy, w których odbijała się miłość, a była przy tym prawie idealnym odbiciem Liz Forbes, jej matki. 
Nie wiedziałam czy powinnam im przerywać tą, jak mi się wydawało intymną scenę, ale delikatnie zapukałam do niezamkniętych drzwi. Oboje spojrzeli w moją stronę z zaciekawieniem.
- Przepraszam Państwa bardzo, nazywam się się Caroline Forbes. Wczoraj rozmawiał Pan z Marcelem Gerardem i moim, to znaczy z Niklausem Mikaelsonem- przerwałam nie wiedząc, co dalej powiedzieć.- Prosił Pan, żebyśmy dzisiaj ze sobą porozmawiali.
- Tak oczywiście, proszę wejść- zauważyłam, że jakoś dziwnie się mi przyglądają.- Czekaliśmy na Panią, wspólnie z małżonką- zaprosił mnie gestem i podstawił krzesło.- Niestety spotykamy się w niezbyt sprzyjających warunkach- teraz ja zaczęłam im się uważnie przyglądać. Rose Michell, mimo że była siostrą bliźniaczką mojej matki w niczym jej nie przypominała. Jej twarz wyraźnie naznaczona cierpieniem, nie wyrażała żadnych innych uczuć poza miłością, sympatią i zainteresowaniem, to było zupełnie odmienne i nieznane dla Liz. Natomiast jej mąż Jason, jego uczuć nie potrafiłam odgadnąć, było w jego spojrzeniu coś, coś ojcowskiego? Nie byłam pewna.
- Rozumiem przepraszam, że Państwa niepokoję, ale Niklaus przekazał mi, że chcą Państwo porozmawiać- co właściwie powinnam powiedzieć dalej?- Jednak jeżeli to nieodpowiedni moment, to ja....
- Nie, nie, kiedy Jasona zaczepił ten mężczyzna Niklaus Mikaelson, wiedzieliśmy, że teraz nadeszła odpowiednia pora, aby o wszystkim wreszcie opowiedzieć- pierwszy raz usłyszałam głos swojej ciotki.- Właściwie już od ponad dwudziestu lat, czekaliśmy, aż nadejdzie taki dzień, czekaliśmy na ciebie.
- Na mnie? Ale dlaczego? Przecież jest Pani siostrą mojej matki. Owszem nigdy o Pani nie słyszałam, u nas w domu nie wspominało się nawet o tym, że matka ma siostrę. Jednak to dziwne, że Pani mąż utrzymuję, że nie zna Josepha Atayana, kiedy według znanych mi okoliczności nie mogła go Pani nie znać.
- Josefine doskonale zna Josepha Atayana- wtrącił się Jason.- Ja również go znam, a właściwie to chyba znałem- już nic z tego wszystkiego nie rozumiałam.- Joseph Atayan od lat już nie istnieje, zniknął po tym, jak narodził się Jason Michell- nie wierzyłam własnym uszom.- Tak Caroline, ponad dwadzieścia lat temu zmieniłem tożsamość.
- Poczekaj chwile Caroline- poprosiła Rose, widząc, że chce o coś zapytać.- Wszystko ci wyjaśnimy, jednak musisz dać nam szansę.- Posłuchaj wszystko zaczęło się od spotkania Liz  z Johnem Forbesem dwadzieścia sześć lat temu. Początkowo była nim oczarowana, młody, przystojny i czarujący, wydawało jej się, że chwyciła Pana Boga za nogi. Niebawem jednak zauważyłam, że zaczęła się dziwnie zachowywać i już wiedziałam, że coś jest nie tak. Zorientowałam się, że jest w jej życiu jakiś inny mężczyzna.....
- Przestań już! Mam tego dość! Prawie dwadzieścia pięć lat czekaliśmy na to, żeby móc z nią porozmawiać, a ty w dalszym ciągu ją oszukujesz, powiedz jej prawdę!- nie rozumiałam tego wybuchu, ale zauważyłam, że Rose daję mężowi ostrzegawcze sygnały.- Dobrze skoro ty nie potrafisz, to ja to zrobię. Caroline, posłuchaj wyjaśnijmy sobie na początek coś, skoro już wiesz kim
jestem ja to nadeszła pora, abyś poznała prawdę na temat kobiety, którą widzisz na tym łóżku. Ona jest prawdziwą Liz Forbes- nie teraz już wiedziałam, że oboje postradali rozum.
- Nie powinniśmy jej tego robić, nie teraz. Widać, że nie była zupełnie przygotowana na takie informację- chwyciła mnie za dłoń.- Caroline posłuchaj, to wszystko to bardzo długa historia i jeżeli nadal chcesz poznać prawdę, to jesteśmy gotowi ci opowiedzieć, ale proszę cię spróbuj nas zrozumieć.
- Przypuśćmy, że wam pozwalam, o co w tym wszystkim właściwie chodzi, już nic nie rozumiem. Skoro to Pani nazywa się Liz Forbes to, kim jest kobieta, która przez te wszystkie lata zajmowała się mną?- słowo "zajmowała się" było zbyt na wyrost, ale nie chciałam na razie o tym wspominać.
- Wiesz już, że byłyśmy we dwie, ja i Josefine. Poznałam Johna w szkole średniej i wtedy rzeczywiście wydawało mi się, że jest wszystkim czego mi w życiu potrzeba. Nie mogę powiedzieć, że na początku o mnie nie dbał, był bardzo szarmancki i wydawało mi się, że możemy spędzić ze sobą życie, jednak nie minęło za dużo czasu, a zaczął się zmieniać. Zrobił się bardzo zaborczy, każdego mężczyznę jaki na mnie spojrzał traktował, jak potencjalnego kochanka i zawsze za to dostawałam. Nigdy nie bił tak, żeby było widać, o nie nie mógł sobie pozwolić, chociażby na cień skandalu. Zmusił mnie nawet do tego, żebym znosiła jego romans ze sprzątaczką, muszę przyznać jednak, że to dało mi pewnego rodzaju wolność. Skupiał się na niej, a ja mogłam spróbować szukać pomocy u innych. Przypuszczam, że odnalazłaś również Enrique i Filippe- machinalnie pokiwałam głową.- Początkowo wyobrażałam sobie, że będę mogła od niego odejść, ale za każdym razem dowiadywał się i niszczył tych mężczyzn do czasu, kiedy spotkałam Josepha Atayana.
- Zostałem księgowym w firmie Johna- wtrącił Joseph, właściwie przejmując opowieść.- W ciągu kilku tygodni zauważyłem pewne nieprawidłowości w działaniach firmy, a kiedy zacząłem przeszukiwać dokumenty, natknąłem się na ślady handlu narkotykami, bronią, a nawet żywym towarem i natychmiast pojąłem, że jego wizerunek potentata naftowego to zwykła fikcja. Jednak nie mogłem pozwolić sobie na oskarżenia, była jeszcze Liz i ty nie chciałem was porzucać, miałem rodzinę, o której zawsze marzyłem. Robiłem wszystko żeby doprowadzić do upadku Johna Forbesa i uwolnienia was od tego człowieka, jednak on okazał się bardziej przebiegły niż kiedykolwiek myślałem. Dowiedział się o mnie, Liz o tym, że jesteś moim dzieckiem, jak również o tym co robiłem, że szukałem na niego dowodów. Wyrzucił mnie z pracy, grożąc, że mnie zniszczy. Krótko po tym, pozbył się z domu Liz i zabrał ciebie. Twoi dziadkowie wypieli się na córkę uznając, że nie jest warta ich zainteresowania, zabrałem ją więc ze sobą do Nowego Jorku. Chyba możesz się domyślić, że nie mieliśmy spokojnego życia, tuż przed tym, jak mnie wyrzucił, udało mi się skopiować wszystkie dokumenty świadczące o jego przekrętach. Nie wiem, jak ale musiał do tego dojść, ponieważ kilka tygodni po naszej przeprowadzce moje mieszkanie zaczęli obserwować jacyś podejrzani faceci. Zorganizowałem dla nas nowe tożsamości, przebrania, wiedziałem już, że musimy uciekać, jeżeli chcemy ratować życie i właśnie tak zrobiliśmy. Kilka lat tułaliśmy się po Stanach, żeby tylko nikt nas nie odnalazł, aż upewniliśmy się, że możemy wrócić. W między czasie zobaczyliśmy, jak Josefine zajmuje miejsce Liz przy boku Johna, zaczęła ją udawać, więc wiedzieliśmy, że jesteśmy bezpieczni.
- Caroline musisz wiedzieć, że moja siostra zawsze zazdrościła mi takiego mężczyzny. Ona i rodzice cały czas mi powtarzali, że powinnam być wdzięczna, że taki ktoś, jak on na mnie spojrzał, a to, że od czasu do czasu mi przyłoży to wcale nie znaczy, że sobie nie zasłużyłam- nagle ogarnęło mnie przygnębienie, złość, a jednocześnie dojmujący smutek. Tęsknota za tym co straciłam, za rodziną jaką mogłam mieć, za miłością matki i ojca, za życiem. Patrzyłam na moich prawdziwych rodziców, na prawdziwą Liz, kobietę którą mąż uważał za własność, która musiała znosić upokorzenie i w końcu uciekła z domu, której para potwornych osób wyrwała z ramion małe dziecko, mnie oraz na Josepha Atayana, mojego biologicznego ojca, mężczyznę, którego w ciągu ostatnich kilku tygodni tak desperacko szukałam, a który dla ukochanej kobiety przewrócił całe swoje życie. Nie mogłam tak tego zostawić, nie mogłam zostawić ani swojego smutku, ani ich cierpienia. Zadziwiające, ale dopiero teraz siedząc tak przed nimi, na tym szpitalnym krześle, w pełni zrozumiałam, co kierowało Klausem, kiedy mścił się na Johnie Forbesie.
- Powieliście, że macie dokumenty na dowód tego, że John Forbes wiele lat, dopuszczał się działalności przestępczej. Muszę mieć je wszystkie.

***

- Mamo, Elijah, jestem!- podbiegłem do mamy i brata siedzących na korytarzu.- Powiedzcie co z nim, jakie są rokowania?- Esther była najsilniejszą kobietą, jaką znałem w życiu, a teraz wyglądała, jakby miała się za chwilę rozsypać na milion kawałków. Elijah dał mi sygnał, żebyśmy odeszli trochę dalej.- Braciszku, co z ojcem?- zapytałem, widząc, że ani mama, ani Camille czy Rebekah na nas nie patrzą.
- Nie jest dobrze Klaus, serce ojca już od wielu lat nie funkcjonowało tak, jak powinno. Wiem, wiem przed wszystkimi udawał, że wszystko z nim w porządku, mogę nawet powiedzieć, że mama nic dokładnie nie wiedziała, ale lekarz mówi, że się nie oszczędzał. Jeżeli przetrwa najbliższe godziny, a potem noc będzie żył, ale musimy być silni dla mamy i dziewczyn- spojrzałem za siebie i nagle zobaczyłem coś, czego nie widziałem od wielu lat. Camille rzeczywiście wyglądała na wstrząśniętą i od tak wielu miesięcy była całkiem przytomna.
- Camille mówiła coś o tym, że musi z Tobą porozmawiać. Słyszałem od mamy, że podpisaliście papiery rozwodowe, przypuszczam, że robisz to dla Caroline? Jeżeli mam być szczery, straciłem już nadzieję, że kiedyś postanowisz ściągnąć ze swoich ramion ten wielki ciężar i wstyd mi o to powiedzieć, ale bardzo się cieszę, że wreszcie nauczycie się żyć osobno. Nie musisz się o nią martwić Klaus, jeżeli to nią nie wstrząśnie to my wszyscy jesteśmy gotowi jej pomóc, ale ty teraz potrzebujesz odpoczynku i odrobiny szczęścia.
- Dziękuje braciszku, nie tylko za te słowa, ale również za to, że zawsze przy mnie byłeś i nie pozwoliłeś, żebym całkowicie się w tym wszystkim zatracił- całe moje życie Elijah poświęcał się dla rodziny, zapominając o sobie i swoich potrzebach, a skąd brał taką siłę, nigdy nie wiedziałem.
- Zawsze do usług braciszku i pamiętaj, właśnie po to mamy rodzinę, żeby nas łapała, kiedy zapominamy, jak się pływa i zaczynamy tonąć.
- Klaus możemy porozmawiać?- ostatnie na co miałem teraz ochotę to kłótnie z Camille, bo to, że będzie mi robiła wyrzuty to byłem niemal pewien. Jednak powinna wiedzieć, że nie jest to najlepsze pomysł, ale czy ona kiedykolwiek wiedziała, jak zachowywać się w takich sytuacjach, oczywiście nie, byliśmy jedyną rodziną jaką miała, a do tego zawsze jej pobłażaliśmy. Elijah taktownie odszedł.
- Klaus posłuchaj, wiem że to może nieodpowiedni moment, ale chciałam porozmawiać, zanim wrócisz do Nowego Jorku, do tej swojej dziewczyny Caroline- no tak, zupełnie tak jak się tego spodziewałem, kolejne oskarżenia
- Camille jeżeli zamierzasz teraz robić mi jakieś wyrzuty, tylko dlatego, że miałem już dość życia z Tobą, to naprawdę trafiłaś na zły moment. Wydawało mi się, że wszystko zostało odpowiednio ustalone wspólnie z naszymi prawnikami, więc jeżeli teraz już po podpisaniu czujesz się pokrzywdzona, to już nie mój problem. Poza tym, te osiem lat, które ci poświęciłem to chyba wystarczający czas, żebyś nauczyła się żyć samodzielnie. Nie masz prawa, żądać czegoś więcej.
- Możesz na chwilę się zamknąć i mnie posłuchać? Rzeczywiście nie mogę zaprzeczyć, że jesteś naprawdę porządnym mężem, patrząc na to, jaką byłam dla ciebie żoną przez większą część naszego małżeństwa. Możesz wierzyć lub nie, ale ja już nic od ciebie nie chce. Właściwie to może być nasza ostatnia rozmowa i muszę przyznać, że zastanawiałam się nawet czy powinniśmy w ogóle ze sobą rozmawiać, ale uznałam, że okazałabym ci brak szacunku- byłem już lekko znudzony odgrywaniem przez nią porządnej kobiety, bo to że poszła na odwyk i od paru miesięcy nie brała, wcale nie znaczyło, że się zmieniła, ale to co powiedziała, spowodowało, że nogi się pode mną ugięły. 

niedziela, 27 stycznia 2019

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Nowy Jork okazał się miastem jeszcze bardziej zatłoczonym i hałaśliwym od Los Angeles i Nowego Orleanu. Tak jak się spodziewałam, Klaus wynajął dla nas samochód i już po piętnastu minutach byliśmy w hotelu. Nie wiedziałam, czy dobrze robimy, ani czy mamy jakąś realną szansę na odnalezienie Josepha Atayana, a na dodatek Klaus nie kwapił się, żeby powiedzieć coś więcej na temat śladu, jaki rzekomo odnalazł Marcel. Nie była, szczególnie optymistycznie nastawiona do całej akcji, właściwie byłam raczej skłonna, dać sobie ze wszystkim spokój i pogodzić się z myślą, że nigdy nie dowiem się prawdy o moim ojcu.
- Wszystko w porządku?- z rozmyśleń wyrwał mnie głos Klausa.- Na co dzień buzia ci się nie zamyka, a teraz praktycznie cały czas milczysz. Powiedz, o czym tak myślisz?
- Klaus, może lepiej będzie zostawić, tą całą sprawę. Teraz kiedy mamy tyle rzeczy na głowie, co jeżeli tylko tracimy czas?- czułam, że muszę wyrzucić z siebie wszystkie swoje wątpliwości.- Ja po prostu nie dam rady, wytrzymać kolejnego rozczarowania. Chyba nadeszła pora pogodzenia się z rzeczywistością, nigdy go nie odnajdę. Poza tym, nawet nie braliśmy pod uwagę, co będzie jeżeli okaże się, że mimo tak intensywnych poszukiwań i odnalezienia, on nie jest moim ojcem i nie potrzebnie zaprzątaliśmy sobie głowy tym wszystkim.
- Caroline to w pełni zrozumiałe, że się boisz, ale skoro już tutaj jesteśmy, ty naprawdę chcesz zrezygnować?- doskonale wiedział, że to ostatnia rzecz, jaką chce zrobić, ale zwyczajnie strach mnie obleciał.- Przecież wiesz, że będę przy tobie- miał racje, czułam że muszę to zrobić, chociażby tylko po to, żeby móc w przyszłości spokojnie żyć.
- Powiesz mi wreszcie, co takiego znalazł Marcel? Skoro już postanowiłam dokończyć sprawę, to chyba nadeszła najwyższa pora, żebyś mi powiedział, co to za ślad?
- Masz rację, pamiętasz jak Marcel opowiadał, że Joseph Atayan cóż przed swoim zaginięciem zamieszkiwał w Nowym Jorku?- pokiwałam twierdząco głową.- Właśnie, wiedzieliśmy o tym, ale żadne z nas nie pomyślało, żeby sprawdzić, co się działo z jego mieszkaniem. Dopiero po naszych dwóch ostatnich porażkach, Marcel postanowił to sprawdzić- nagle poczułam napływającą nadzieję.- Okazało się, że przez wiele lat mieszkał tam Jason Michell razem ze swoją, żoną Rose. Marcel pochodził po sąsiadach i dowiedziała się, że to bardzo zgodne, kochające się małżeństwo, jednak w ostatnich czasach kobieta ciężko zachorowała i większość czasu Jason spędza w szpitalu przy niej. Oczywiście Marcel pokazał wszystkim zdjęcia Josepha Atayana, ale nikt nie był w stanie powiedzieć, czy widzieli go od czasu zaginięcia.
- Myślisz, że małżeństwo Michell może mieć z nim coś wspólnego?- jeżeli miałam być z nim szczera, ja nie szczególnie widziałam, jakiś związek.
- Może wyda ci się to mało prawdopodobne, ale jestem w stanie nawet pomyśleć, że to on- nie do wiary Klaus, którego zawsze miałam za najbardziej racjonalnego człowieka, jakiego znam zaczynał wygłaszać najdziwniejsze teorie, jakie w życiu słyszałam.- Pomyśl Caroline, człowiek nigdy nie znika bez śladu, po tylu takach poszukiwania, policja trafiłaby na jakiś ślad. Jeżeli natomiast nie można go znaleźć, oznacza to tylko tyle, że facet nie umarł.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie istnieje coś takiego, jak "znikanie bez śladu"? Proszę cię Klaus, sam dobrze wiesz, że jest wiele spraw, które nigdy nie zostały rozwiązane. Jednak skoro obaj tak bardzo się upieracie, możemy się z nim spotkać i zapytać, ale obiecaj mi, że jeżeli facet nie będzie potrafił nic powiedzieć na temat Josepha Atayana, to wrócimy do Los Angeles i raz na zawsze zamkniemy ten temat.
- Niech ci będzie, ale przynajmniej z nim porozmawiajmy- nie rozumiała dlaczego tak bardzo się upiera, przy swojej fantastycznej teorii, ale postanowiła, że udowodni mu, jak bardzo się myli.

***

Następny dzień był piękny, słoneczny, ale jednocześnie bardzo nerwowy. Sama nie rozumiałam dlaczego tak bardzo udzieliła mi się paranoja Klausa. Przyłapałam się na tym, że zastanawiam się nad tym, co powiedziałabym Josephowi Atayanowi, gdyby okazało się, że to rzeczywiście jest on. Caroline, ogarnij się, nie bądź głupia! Musiałam przywołać się do porządku.
- Jesteś gotowa, Marcel czeka- Klaus wyciągnął mnie z rozmyśleń, wchodząc do łazienki.- Powiem ci szczerze, jakoś dziwnie wyglądasz- bałam się, że ten wzrokowiec może zauważyć moje rozterki.
- Jasne, nie rozumiem tylko po co my właściwie tam idziemy- próbowałam za wszelką cenę, odwlec w czasie moment, spotkania z tym człowiekiem.- Może jeszcze zmienimy zdanie. 
- Nie bądź głupia, tylko chodź. Caroline przecież marzyłaś o tym, żeby poznać prawdę o swoim ojcu- pociągnął mnie w stronę drzwi, a później korytarzem.- Rozumiem, że nie zależy ci, żeby dowiedzieć się, co stało się w twojej rodzinie? Jeżeli tak, możesz nie iść, ale ja mimo wszystko pojadę tam z Marcelem. Nie chodzi już nawet o ciebie, to bardzo dziwna sprawa i nie zamierzam zostawiać jej w pół drogi. Poza tym, John Forbes jest jeszcze gorszym człowiekiem, niż początkowo myślałem, a twoja matka, no cóż nie powinno się jej nawet tak nazywać, oboje nie zasługują na to, żeby prowadzić spokojne, luksusowe życie, co doprowadza mnie do szału, więc nie spocznę dopóki nie doprowadzę ich do miejsca, w którym powinni być, czyli do więzienia.
- To część twojej zemsty, prawda?- natychmiast zauważyłam, że unika mojego spojrzenia.- Nie chodzi o mnie, tak? Ty po prostu zauważyłeś dla siebie idealną okazję do zniszczenia Johna Forbesa, nie wierzę- nagle zatrzymałam samochód.- Mów prawdę, to twoja zemsta?
- Caroline, co ty wyprawiasz?! Znasz chociaż trochę zasady ruchu drogowego? Zaraz spowodujesz, jakiś wypadek i już nigdzie nie dojedziemy! Widzisz coś złego w tym, że chce wreszcie zatrzymać człowieka, który wyrządził innym taką krzywdę? Nie wiem gdzie byłaś, w trakcie dwóch ostatnich spotkań z tymi mężczyznami w Nowym Orleanie. John Forbes, praktycznie zrujnował im życie, ze strachu musieli uciekać i zmieniać środowisko, w którym funkcjonowali przez lata. Oczywiście potrafię nawet zrozumieć, że sam był wściekły, kiedy dowiadywał się, że to kochankowie jego kobiety, ale czy to uprawniało go do tego, żeby ich niszczyć. Spójrz minęło tyle lat, a ci faceci nie chcą tego wspominać, ani mówić o tym głośno. W ogóle cię to nie obchodzi? Jak możesz być tak nieczuła?
- Ja jestem nieczuła?- miałam wrażenie, że Klaus uderzył mnie w twarz.- Latami żyłam z tymi ludźmi! Ja nie ty! Wiem jakimi osobami są! Mogę ci powiedzieć jedynie tyle, że tak jak Liz Forbes była potworną kobietą, bez uczuciową, surową i apodyktyczną, tak John okazał mi wiele z ojcowskiej miłości. W swoim dzieciństwie pamiętam praktycznie tylko jego, nie potrafiłam przez bardzo długi czas sobie uświadomić ogromu okropności, jakich się dopuścił. Nie zrozumiesz nigdy tego co przeżywałam, kiedy ty byłeś zajęty swoją zemsta, jakie wtedy targały mną uczucia, więc lepiej już nic nie mów.

***

Podjechaliśmy pod The Mount Sinai Hospital, Caroline od czasu naszej sprzeczki w ogóle ze mną nie rozmawiała. Szczerze nie rozumiałem dlaczego zachowuje się jak dziecko. Starałem się tłumaczyć sobie, że to wszystko wina napięcia ostatnich kilku dni, ale za nic nie potrafiłem znaleźć jakiegoś wytłumaczenia dla jej nagłych zmian nastrojów i tego, że powoli rezygnowała z okazji poznania prawdy o sobie. 
- Tym razem wspólnie z Marcelem postanowiliśmy nie informować Jasona Michella o tym, że chcemy z nim porozmawiać- miałem wrażenie, że w ogóle nie zwróciła na to uwagi.- Dostałem wiadomość, że teraz siedzi spokojnie w kawiarence szpitalnej, możemy do niego podejść.
- Jakie to dla mężczyzn typowe- wiedziałem, że nadchodzi jeden z tych umoralniających ataków.- Rozmawiają o sprawach kobiet, ale to do nich należy zawsze ostatnie słowo- puściłem to mimo uszu.
- Przestaniesz wreszcie? Przez ostatnie kilka dni doprowadzasz mnie do szału, zachowujesz się jak mała rozkapryszona dziewucha, której ktoś ośmielił się zabrać jedną z zabawek.
- Skoro tak uważasz, możesz spadać! Sam zachowujesz się jak Pan i władca, nie myśląc zupełnie o innych!- nie wiedziałem, jak zareagować.- Dlaczego nie idziesz? Dobrze, skoro ty nie chcesz, ja pójdę, a ty rób co chcesz!- odwróciła się i pobiegła ulicą, zupełnie nie zwracając uwagi na to, co mieliśmy zrobić. Postanowiłem, że ja pójdę do Marcela i Jasona Michella.
- Cześć Klaus, gdzie Caroline?- nie chciałem wdawać się w szczegóły, więc ograniczyłem się tylko do powiedzenia, że nagle poczuła się gorzej. Marcel bez zastrzeżeń przyjął to wytłumaczeniem i pokazał mi mężczyznę siedzącego przy kawie. Powoli do niego podeszliśmy.
- Dzień dobry nazywam się Niklaus Mikaelson, czy mam przyjemność z Panem Jasonem Michellem?- mężczyzna pokiwał twierdząco głową, przyglądając się nam podejrzliwie.- Pan wybaczy, to Marcel Gerard mój przyjaciel, czy moglibyśmy się do Pana dosiąść?
- Oczywiście, jednak nie rozumiem po co mnie Panowie szukają?- miał bardzo przyjemny głos, trochę ochrypły, ale jednocześnie wzbudzał zaufanie.- Panowie wybaczą, że o to po proszę, ale czy możecie od razu przejść do rzeczy, moja żona leży na intensywnej terapii i nie chce zostawiać jej długo samej.
- Rozumiemy oczywiście, jednak sam nie wiem od czego zacząć. Właściwie powinna być z nami jeszcze jedna osoba i to o nią chodzi. Wspólnie szukamy pewnego człowieka, Josepha Atayana, zajmuję Pan z żoną, jego mieszkanie- ledwie dostrzegalnie zmienił się wyraz jego twarzy.- Może wytłumaczę, Joseph Atayan to człowiek, który może nam pomóc w zrozumieniu wielu rzeczy. Mianowicie miał pewne kontakty z Johnem Forbesem. Nie chce żeby Pan mnie źle zrozumiał, to osobista sprawa, ale jest pewna kobieta, córka Forbesów, ona szuka swojego biologicznego ojca, ma na imię Caroline- na dźwięk jej imienia twarz mu stężała.- Myślimy, że Joseph Atayan może mieć, jakieś informację na ten temat.
- Co ja mogę mieć z tym wszystkim wspólnego, nigdy nie słyszałem ani nazwiska Atayan, ani Forbes. Przyjechaliśmy z żoną z Florydy. Dowiedzieliśmy się, że ktoś przez agencję sprzedaje mieszkanie po niewielkiej cenie, więc skorzystaliśmy z okazji, to wszystko.
- Dobrze, w takim razie wybaczy Pan, że niepokoiliśmy- Marcel spojrzał na mnie zaskoczony.- Życzę zdrowia Pańskiej żonie, dziękujemy za rozmowę, do widzenia- podnieśliśmy się. Poczekaliśmy, aż odejdzie.
- Klaus dlaczego....
- Chodź- poszliśmy za Jasonem na intensywną terapię. Przyglądaliśmy się, jak krótko rozmawia z lekarzem, a później podchodzi do szyba patrząc na salę. Nie mogłem się powstrzymać, musiałem zobaczyć leżącą tam kobietę. Podkradliśmy się za niego. Nie mogłem uwierzyć w to kogo zobaczyłem na tym szpitalnym łóżku.

______________________________________________________________
Hejka, zapraszam na kolejny rozdział, powoli dochodzimy do końca tej historii, mam nadzieję, że wam się podoba KOMENTUJCIE. Do następnego!

sobota, 29 grudnia 2018

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Dwa tygodnie później:

Po kilku dniach od powrotu do Los Angeles, miałam wrażenie, że nic się nie zmieniło. Mimo obietnicy Klaus w dalszym ciągu mieszkał razem z Camille w swoim rodzinnym domu, coraz rzadziej również mnie odwiedzał, a jeżeli już to robił, spędzał ze mną góra dwie, może trzy godziny. Nie rozmawialiśmy już ani o jego małżeństwie ani o tym planowanym rozwodzie. Zaczynałam powoli rozumieć, że w ogóle nie zamierza się z nią rozstać, a ja byłam tylko chwilową zachcianką, która miała zająć jego czas, kiedy będzie z dala od domu. Postanowiłam, że muszę z nim porozmawiać i dowiedzieć się jaka jest nasza sytuacja. Stanęłam pod tym samym, dobrze mi znanym biurowcem z mieszanymi uczuciami, a co zrobię jeżeli Klaus oświadczy, że byłam tylko przelotną miłostką? Jeżeli po raz kolejny złamie mi serce. Nie Caroline, stop! O czym ty właściwie myślisz? Weszłam do środka witając się z uśmiechniętym dozorcą, jednak kiedy wjechałam na piętro, zupełnie jak się tego spodziewałam, mały brutus Klausa, Jenny obdarzyła mnie spojrzeniem pełnym dezaprobaty.
- Pan Mikaelson jest teraz bardzo zajęty, odwiedziła go żona- wiedziałam, że czerpię satysfakcję z faktu, że zadaje mi ból.- Spędzili już w gabinecie bardzo dużo czasu- jej złośliwy uśmiech wyraźnie pokazywał, że doskonale wie, że między nami było coś więcej.
- Niech będzie, a czy mogłabyś mu powiedzieć, że czekam na niego w pobliskim parku, a i żeby do mnie zadzwonił kiedy skończy swoje spotkanie- bardzo niechętnie, ale przytaknęła. Nie chciałam przez przypadek natknąć się na Camille, wiec szybko opuściłam biurowiec. Dzień był piękny, słoneczny, ale parny, co tylko pogarszało mój parszywy nastrój. Nie wiedziałam już ile czasu minęło, zanim zadzwonił mój telefon.
- Caroline, gdzie jesteś? Jenny powiedziała, że byłaś w firmie i chcesz się ze mną spotkać. Powiedz, gdzie jesteś, a ja zaraz tam będę- zaczął bez zbędnych wstępów, co było całkowicie w jego stylu.
- Niedaleko twojej firmy jest piękny park, czekam tam na Ciebie. Musimy poważnie porozmawiać.
- Coś się stało? Zaraz tam będę. Caroline, ale wszystko w porządku, prawda?
- Porozmawiamy twarzą w twarz- zakończyłam rozmowę, jeszcze zanim Klaus zdążył, zasypać mnie kolejną masą pytań. Właściwie nie wiedziałam jeszcze, co mam mu powiedzieć. Najrozsądniej byłoby odejść, zapomnieć i już nigdy nie wracać, ale moje głupie serce nie chciało na to pozwolić. Po chwili zobaczyłam Klausa podążającego w moją stronę.
- Caroline, wszystko w porządku?- widziałam, że jest zdenerwowany i zaniepokojony.- Zmartwiłem się, kiedy usłyszałem twój głos.
- Może usiądziemy?- usiedliśmy na najbliższej ławce, a ja powoli zaczęłam zbierać się w sobie.-
Klaus, ja...
- Poczekaj Caroline, może najpierw ja ci coś powiem. Wiem, że przez ostatnich kilka dni nie mieliśmy zbyt dużo czasu dla siebie, ale to wszystko wina mojego natłoku obowiązków po powrocie z Nowego Orleanu i jeszcze ta sprawa z Josephem Atayanem. Nie mówiłem ci wcześniej, ale wysłałem Marcela do Nowego Jorku i chyba udało mu się natrafić na trop tego faceta.
- Co? I dopiero teraz mi o tym mówisz? On żyję, rozmawiał już z nim? Znacie jego adres, podaj mi go, a ja od razu tam pojadę. Jak mogliście to przede mną ukrywać. Jak ci nie wstyd?
- Poczekaj chwilę, powiedziałem, że trafiliśmy na jego trop, a nie, że już go odnaleźliśmy. Musielibyśmy tam jechać i sprawdzić, czy to jest ten człowiek i czy on ma coś wspólnego z Josefine twoją ciotką.
- Kiedy jedziemy?- zupełnie już zapomniałam o czym mieliśmy rozmawiać.- Klaus, pospieszmy się, jeżeli ten człowiek nauczył się latami, jak się ukrywać to w każdej chwili może nam zniknąć, proszę cię. Jeżeli nie możesz ze mną jechać, to sama pojadę. Powiedziałeś, że jest tam Marcel, zawsze może mi pomóc.
- Nie zgadzam się żebyś była sam na sam z Marcelem- pierwszy raz od kilku dni zobaczyłam w jego oczach upór.- Pojedziemy albo razem, albo nie pojedziemy w ogóle, zrozumiano?
- Klaus, to ty zrozum jedną rzecz, nie możesz mi niczego zabraniać. Jestem dorosła i sama podejmę decyzję. Jeżeli mówię, że mogę spotkać się z Marcelem w Nowym Jorku, to to zrobię, niezależnie od tego co powiesz.
- Nie pozwalam, słyszysz! Beze mnie nigdzie nie pojedziesz, rozumiesz? Nie będziemy nawet rozmawiać na ten temat!- wiedziałam, że będzie się wściekał, ale nie zamierzałam odpuszczać, jeszcze się nie rozwiódł.
- Caroline?- usłyszałam swoje imię, a kiedy się odwróciłam, zobaczyłam uśmiechniętego Tylera.- Wróciłaś już i jak ci poszło? Udało ci się załatwić wszystko, co zamierzałaś?
- Przepraszam cię bardzo Tyler, ale czy nie widzisz, że teraz rozmawiamy? Lepiej wracaj do pracy, zanim cię wyleję!- usłyszałam w głosie Klausa ostrzegawczy syk, który dawał jasno do zrozumienia, że jeszcze chwila i wybuchnie.
- Przepraszam szefie, ale chciałem porozmawiać ze swoją dziewczyną, bo wie....
- Tyler proszę cię, porozmawiamy wieczorem, dobrze?
- Oczywiście, przyjdę do ciebie o dwudziestej. Teraz za pozwoleniem- skinął głową Klausowi, uśmiechnął się do mnie i odszedł.
- Jeszcze jego mi tutaj brakowało, masz się go pozbyć, słyszysz?!- doskonale wiedziałam, że dla niego to istna katorga, ale chciałam, żeby poczuł chociaż odrobinę tego co ja, kiedy wieczorami wraca do żony.- Nie będziesz się z nim spotykać, zabraniam ci!
- Powiedziałam ci, że nie masz do tego prawa, dopóki nie przyniesiesz mi wyroku rozwodowego, nie masz prawa w ogóle wtrącać się w moje życie ani do stawiania mi warunków. Powiedz mi, czy mieszkasz nadal z Camille?- nie musiał odpowiadać.- Właśnie, to może ty najpierw załatw swoje sprawy i ustabilizuj swoje życie, zamiast wyżywać się na mnie, okej. Mam swoje problemy i nie zamierzam zajmować się jeszcze, jakimiś chorymi atakami zazdrości z twojej strony.
- Jeżeli chcesz spotykaj się z nim, ale pamiętaj pożałujesz tego- i zanim zdążyłam powiedzieć coś jeszcze, odszedł nawet nie oglądając się za siebie.

***

- Powiedz lepiej, jak tam twoje sprawy z Klausem?- zapytała Elena, kiedy razem z Bonnie odwiedziły mnie tego samego popołudnia.- Opowiedziałaś nam już wszystko, spotkania z tymi facetami, historie twojej matki i Josepha Atayana nawet to, że twoja matka miała siostrę bliźniaczkę, ale ani jednym słowem nie powiedziałaś nic na temat Klausa. Wszystko w porządku?
- Szczerze mówiąc, nic nie jest dobrze. Pokłóciliśmy się, dzisiaj. Dziewczyny, on w Nowym Orleanie powiedział, że jego adwokat już szykuję pozew, ale minęły dwa tygodnie odkąd wróciliśmy, a on nadal spotyka się ze mną, ale wraca do żony. Miałaś rację Eleno, nasz związek nie ma raczej żadnej przyszłości, a on jeszcze śmie stawiać mi warunki. Na dzisiejszy wieczór umówiłam się z Tylerem. Skoro Klaus nie traktuje tego poważnie, ja też nie zamierzam, a Tyler to mężczyzna, z którym rzeczywiście można coś planować.
- Caroline, jeżeli tak mówisz, to nie można się z tobą nie zgodzić. Jednak mimo tego, że z Klausa jest taki dupek miałam nadzieję, że wam się jakoś ułoży i byłam gotowa nawet go polubić, tylko dlatego, że ty go przecież kochasz, prawda?
- Dziękuje ci- uściskałam ją.- Prawdziwe z was przyjaciółki dziewczyny, kocham was.
- Jednak Caroline, czy to co robisz jest prawidłowe? Kochasz Klausa, ale chcesz się umawiać z innym. Rozumiem, że chcesz zrobić mu na złość, ale z drugiej strony wiesz to nie jest w porządku wobec Tylera, bo co będzie kiedy Klaus się rozwiedzie. Wiesz przecież, że taka sprawa to nie jest jakieś pięć minut, poza tym Care, sama zdecydowałaś się na ten związek, więc musisz znieść teraz myśl, że przez jakiś czas będziesz tą drugą.
- Najpierw Elena, a teraz ty Bonnie, zamierzasz mnie krytykować? Ja tylko chce być szczęśliwa, chce znaleźć mężczyznę, który będzie mnie kochał, szanował i dla którego będę całym światem.
- Raniąc siebie i jego niczego nie osiągniesz, dołożysz sobie tylko więcej cierpienia. Jednak to twój wybór, ja nie będę się wtrącać.

***

Wbrew ostrzeżeniom dziewczyn, spędziłam bardzo przyjemny i spokojny wieczór w towarzystwie Tylera. Okazał się mężczyzną, wrażliwym, romantycznym, ale jednocześnie z dużym poczuciem humoru. Nie był również nachalny, czego się obawiałam, nie liczył na nic więcej i kiedy przyszła pora pożegnania nie rozczarował mnie. Jednak siedzieliśmy do późna i kiedy rano zaczął dzwonić dzwonek do drzwi, przez chwilę nie wiedziałam co się dzieje. Dopiero po chwili zwlokłam się z łóżka i podeszłam do drzwi.
- Mam nadzieję, że nie zastanę tutaj twojego nowego kochasia- powitał mnie już od progu Klaus.- Sądząc po twoim wyglądzie, nie czytałaś moich SMS-ów. Jest równo południe, a gdybyś jednak odbierała telefon wiedziałabyś, że za godzinę wyjeżdżamy, mamy samolot do Nowego Jorku.
- Cooo? O czym ty mówisz, jaki samolot?
- Nocka z tym twoim amantem, całkowicie zamroczyła ci już rozum? Joseph Atayan, pamiętasz? Sprawa twojego ojca i Forbesów. Zbieraj się, nie obchodzi mnie czy jesteś w stanie jechać, czy nie. Masz jak dla mnie jakieś piętnaście minut. Jeżeli natychmiast się nie ubierzesz i nie zrobisz porządku ze swoim makijażem i włosami, uznam, że sprawa jest dla ciebie definitywnie zakończona i więcej już się nie zobaczymy.
- O czym ty mówisz, Klaus? Dlaczego taki jesteś? Nie odezwałeś się wczoraj.
- Nie chciałem przeszkadzać- uśmiechnął się złośliwie.- Poza tym, jak powiedziałaś wczoraj mam żonę i to z nią spędzałem wczorajszy wieczór- poczułam, jakby zadał mi cios sztyletem.- Co tak patrzysz, myślałaś, że tylko tobie wolno się zabawiać? 
- Wcale się nie zabawiałam! Byłam na ciebie wściekła i chciałam, żebyś cierpiał jak ja, kiedy co wieczór wracasz do żony! Jednak ja nie poszłam z pierwszym lepszym, a ty co pobiegłeś do Camille! Wynoś się, nie chce cię nigdy więcej widzieć w swoim życiu, zrozumiałeś?
- Sceny zazdrości zrobisz mi kiedy indziej, a teraz ruszaj swój tyłek i ubieraj się, bo zaraz wezmę cię w tej piżamie na pokład samolotu.
- Jeżeli myślisz, że w tej sytuacji, gdziekolwiek z tobą pojadę to...
- Sama tego chciałaś- chwycił mnie w pasie i wyniósł z mieszkania. Próbowałam się bronić, ale na nic się zdały moje wysiłki, co najwyżej sprawiły, że dozorca budynku dziwnie na mnie patrzył. Jednak po chwili siedziałam już w jego samochodzie, jadąc na lotnisko.
- Na tylnym siedzeniu masz rzeczy do przebrania.
- Zatrzymaj samochód! Jesteś nienormalny myśląc, że po tym wszystkim co zrobiłeś, będę robiła co mi karzesz!- nie wiem co mnie napadło, ale zaczęłam się z nim szarpać, a samochód nagle skręcił niebezpiecznie w prawo.
- Zwariowałaś! Zabiłabyś nas!- zawołał Klaus, zatrzymując nas na poboczu.- Właź na tylne siedzenie i to już!- wepchnął mnie na tył samochodu i sam się przysiadł.- Gdybyś nie była tak upartą gęsią, już wczoraj bym ci to dał- wyciągnął do mnie jakiś dokument.- Pozew rozwodowy podpisany przeze mnie i Camille, wczoraj rano złożyłem go w sądzie.
- Dlaczego mi to zrobiłeś?- poczułam, łzy pod powiekami.
- Lepiej powiedz, dlaczego nie chciałaś mnie posłuchać wczoraj i umówiłaś się z tym lowelasem Tylerem? Zrobiłem ci na złość, a ty zachowałaś się tak, jak się tego spodziewałem. Teraz przebieraj się zaraz będziemy na miejscu- przez resztę drogi i później w trakcie lotu nie rozmawialiśmy zbyt wiele, ponieważ mimo wszystko, ciągle byłam na niego wściekła i nie do końca wierzyłam w jego zapewnienie, że nie miał z Camille nic wspólnego, ale postanowiłam pomartwić się o to później, teraz najważniejsze było odkrycie prawdy o moim ojcu.
____________________________________________________
WITAJCIE:) Mam nadzieję, że mieliście cudowne święta, a ja życzę wam Szczęśliwego Nowego Roku i zostawiam was z tym rozdziałem, takim niejednoznacznym. Do końca zostały nam jeszcze trzy rozdziały, a później będę miała dla was niespodziankę. Pozdrawiam i do następnego już w 2019 roku:)